To nie był mój rok. Ale mam super tort. (Tort z mango curd. | Mango curd layer cake.)

10:12 Kinga ⚬ Yummy Lifestyle 6 Comments

Co roku, w okolicy dnia moich urodzin, czyli 18 grudnia, zaczynam podsumowywać mijający rok. Do tej pory bilans wychodził dodatni lub przynajmniej zerowy. W tym roku mam wrażenie, że mocno dostałam po dupie. Bardzo dużo rzeczy poszło nie tak, jak sobie zaplanowałam. Ktoś bardzo mi bliski wbił mi przysłowiowy nóż w serce i jeszcze nim gmera w środku. Zawodów i rozczarowań było tyle, że w pewnym momencie już przestałam na nie zwracać uwagę. Z zazwyczaj optymistycznej, radosnej dziewczyny stałam się pesymistycznym workiem smutków i bezsilności. Z duszy towarzystwa zaczęłam się zmieniać w odludka, który zamyka się w sobie, bo tak jest bezpieczniej. Być może wynika to z tego, że lata 2014 i 2015 były naprawdę bardzo dobre i wierzyłam, że ta dobra passa będzie trwać. 2016 rok nic sobie jednak z tego nie zrobił i miał dla mnie inny plan.
Nie wiem ilu z Was jest na blogu po raz pierwszy, a ilu pamięta, jak w maju 2015 postanowiłam spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i dostać pracę w jednej z najlepszych linii lotniczych. Emirates zaczęło mi się śnić po nocach, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Byłam tak mocno nakręcona, że przeglądnęłam miliony for internetowych, grup na facebooku i blogów obecnej i byłej załogi pokładowej. W lipcu 2015 wzięłam udział w swoim pierwszym Dniu Otwartym w czeskiej Pradze. Odpadłam na drugim etapie rekrutacji. Było mi przykro, ale przecież to była pierwsza próba. Wzięłam się w garść, poprawiłam CV, zrobiłam nowe zdjęcia, przeanalizowałam swoje zachowanie i miesiąc później, ze zdwojoną siłą, stawiłam się na kolejnym Dniu Otwartym, tym razem na swoim podwórku, bo w Krakowie. Przeszłam przez cały długi proces oceny, dotarłam do tzw Final Interview, podczas którego przez prawie godzinę opowiadałam o swoim doświadczeniu na różnych polach. Z rozmowy wyszłam tak zadowolona z siebie, że byłam niemalże pewna, że tym razem otrzymam swój upragniony Golden Call. Rzeczywistość jednak okazała się dużo mniej kolorowa. Po około 4, 5 tygodniach moje nowo poznane koleżanki zaczęły odbierać telefony z informacją, że firma jest zainteresowana zatrudnieniem ich i mogą dołączyć do latającej rodziny w tym i tym terminie. Mój telefon wciąż milczał. Po 11 tygodniach czekania otrzymałam odmownego maila. Byłam zdruzgotana i załamana. Bardzo chciałam dostać tę pracę, nie tylko ze względu na wynikające z niej korzyści wszelakie, ale głównie dlatego, że bardzo potrzebowałam zmian w swoim życiu. Na możliwość udziału w kolejnym Dniu Otwartym musiałam czekać pół roku od dnia mojej ostatecznej rozmowy z rekruterem. Dlatego w marcu postanowiłam lecieć do Rzymu na kolejny Dzień Otwarty. Z łatwością przechodziłam przez kolejne etapy rekrutacji, znów zasiadłam twarzą w twarz z rekruterką. Tym razem już po 10 minutach rozmowy wiedziałam, że tym razem znów się nie uda. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale wszystko mówiło mi, że znów czeka mnie czytanie tego smutnego maila. I nie myliłam się. Miesiąc później, niedługo po Wielkanocy, o 7 rano obudził mnie dźwięk otrzymanego maila. I znów 6 miesięcy czekania. We wrześniu na Dzień Otwarty pojechałam do Warszawy, żeby odpaść w tym samym miejscu co rok wcześniej w Pradze. Wciąż nie chciałam dać za wygraną. Na początku listopada znów jechałam do Warszawy, by z tego samego hotelu, wyjść po raz kolejny po drugim etapie. Z końcem listopada wzięłam udział w ostatnim Dni Otwartym. Ostatnim ogólnie (gdyż linie zmieniają proces rekrutacji) i ostatnim dla mnie. Po raz pierwszy nie zostałam przepuszczona przez CV drop (przez rekruterkę, którą poznałam rok wcześniej w Pradze). Nie jestem w stanie Wam wytłumaczyć jak pusta się wtedy czułam. Przez 5 prób przechodziłam przez najcięższy etap rekrutacji. Najcięższy, bo wtedy konkurencja jest największa. Z 200, 300 osób, pojawiających się na dniach otwartych, do kolejnego etapu przechodziło mniej niż połowa tej grupy. Za szóstym razem, kiedy człowiek myśli, że tym razem na drugim i trzecim zadaniu da z siebie wszystko, zderzyłam się z murem, który mnie pokonał. Tego dnia wróciłam do hostelu i płakałam jak dziecko. Z bezsilności, rozczarowania, zawodu samą sobą. Postanowiłam, że póki co odpuszczam tę pogoń za lataniem. I myślałam, że to punkt kulminacyjny tego roku, że gorzej już nie będzie. O jakże się myliłam! Niecałe trzy tygodnie później obchodziłam najgorsze urodziny życia i spędziłam najbardziej samotne Święta, jakie, być może, kiedykolwiek przyjdzie mi obchodzić. Czy muszę jeszcze coś dodawać w kwestii usprawiedliwienia dlaczego tak bardzo chcę żeby ten rok się już skończył?
Na koniec mam dla Was życzenia. Życzę Wam, żeby w 2017 roku ludzie pojawiający się na Waszej drodze byli prawdziwi, szczerzy i dobrzy. Żeby w kryzysowych sytuacjach był przy Was ktoś, kto Wam poda rękę i pomoże wstać na nogi. Żeby plany się realizowały a marzenia spełniały. Życzę Wam, żeby było dobrze. I żebyście byli szczęśliwi. Tak normalnie, po ludzku.
A żeby nie było tak gorzko, chodźcie na tort. I pamiętajcie, że jak wydaje się Wam, że jest beznadziejnie, zawsze możecie zrobić tort. Wciąż będzie beznadziejnie, ale będziecie mieć zajebisty tort.
Do usłyszenia w 2017!
Kinga


Tort z mango curd. | Mango curd layer cake.
Składniki | Ingredients:
biszkopt | sponge cake:
5 jajek | eggs
3/4 szklanki cukru | cup of sugar
3/4 szklanki mąki pszennej | cup of flour
1/4 szklanki mąki ziemniaczanej | cup of potato starch
krem maślany na bezie szwajcarskiej | swiss meringue buttercream
5 białek jaj | egg whites
250 g cukru | sugar
340 g masła w temperatuze pokojowej | room temperature butter
2 łyżki likieru kokosowego | tbsps of coconut liqueur
krem mascarpone | mascarpone cream
300 ml śmietanki kremówki | heavy cream
250 g serka mascarpone | mascarpone cheese
1 łyżka wody z kwiatów pomarańczy | tbsp of orange blossom water


Sposób przygotowania | Preparation:
Oddzielamy białka od żółtek, ubijamy je na puszystą pianę, pod koniec ubijania dodajemy cukier. Do piany dodajemy po jednym żółtku i miksujemy na niskich obrotach miksera. Mąkę i delikatnie mieszamy z pianą jajeczną. Dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, wylewamy ciasto, pieczemy w 170°C przez 35-45 minut. Po tym czasie ciasto wyciągamy z piekarnika, upuszczamy z wysokości ok 50-60 cm na podłogę, odstawiamy z powrotem do piekarnia i zostawiamy do wystygnięcia, nie zamykając drzwiczek. Ostudzony biszkopt wyciągamy z tortownicy, przekrawamy na trzy części.
Schłodzoną kremówkę ubijamy na sztywno, a następnie, nie przestając miksować, dodajemy serek mascarpone i wodę z kwiatów pomarańczy. Mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji kremu (1-2 minuty).
Na paterze układamy pierwszy biszkopt, na brzegi wykładamy krem mascarpone (ok 1,5-2 cm szerokości), środek wypełniamy curdem z mango, przykrywamy kolejnym biszkoptem i czynności powtarzamy.
Na kuchence ustawiamy garnuszek z niewielką ilością wody, doprowadzamy do wrzenia. W metalowej misce lub w misie miksera mieszamy białka na bezę oraz cukier, kładziemy ją na garnek z gotującą się wodą, zmniejszamy ogień i cały czas mieszając podgrzewamy miksturę, aż cukier całkowicie się rozpuści. Następnie misę ściągamy z kąpieli wodnej i zaczynamy ubijać białka do uzyskania błyszczącej, sztywnej i chłodnej piany (najlepiej sprawdzić jej temperaturę kontrolując temperaturę misy). Następnie obroty miksera zmniejszamy do minimum i porcjami dodajemy masło, na koniec dolewamy likier kokosowy. Gotowym kremem dekorujemy tort (brzegi można dodatkowo obsypać wiórkami kokosowymi) i odstawiamy do lodówki, aby stężał. 

Separate egg whites from egg yolks, beat them until stiff, start adding sugar at the end, spoon by spoon. Add one egg yolk after another while slowly mixing everything. Add flour and potato starch and gently mix it with wooden spoon. Put baking paper on the bottom of baking pan, pour sponga cake mixture in it, bake in 170°C for 35-45 minutes. After that take the cake out od the oven, drop it on the floor from 50-60cm, but back in the oven (don't close the door) and let it cool. When the sponge cake is cold cut it into 3 cakes.
Beat heavy cream until stiff, add mascarpone cheese and orange blossom water and continue mixing for 1-2 minutes.
Place one part of sponge cake on the plate, put "the ring" of mascarpone cream on it (1,5-2 cm wide), fill it with mango curd, put another sponge cake on top and redo everything.
Prepare swiss meringue butter cream: place a saucepan with some water in it over medium heat until it comes to a simmer, then turn it down a bit. Put whites and sugar in the bowl of a stand mixer, place the mixing bowl over the simmering water. Gently whisk until the sugar is dissolved and the mixture is hot. Put the bowl in the base of your stand mixer and beat eggs until smooth and glossy and the bowl is cool when touched. If your meringue is smooth and glossy before your bowl is cool, just keep whipping. Slowly add butter, one cube at a time, continue mixing on low speed until you get smooth and silky cream. Add coconut liqueur and mix for one more minute.
Decorate your cake with buttercream, you can also sprinkle edges with shreded or desiccated coconut. Put in the fridge for few hours.

SMACZNEGO!

6 komentarzy :

  1. Tort wygląda znakomicie! :)
    Wspaniały przepis! *.*
    A ten rok z pewnością będzie lepszy! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Osoby urodzone w grudniu mają najfajniej- i prezent mikolajkowy, urodzinowy i gwiazdkowy :D
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm jak pysznie i pięknie )))

    OdpowiedzUsuń
  4. Droga Kingo, był czas, gdy zaglądałam na Twojego bloga częściej, bo Ty częściej zamieszczałaś przepisy, więc dopiero teraz przeczytałam Twój smutny spis. Pewnie jestem od Ciebie jakies 15 lat starsza, ale jesteś dla mnie ogromną kulinarną inspiracją, robisz piękne zdjęcia i generalnie świetna z Ciebie dziewczyna! Życzę Ci spełnienia marzeń, nie tylko w tym nowym roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, za takie miłe słowa... Jakkolwiek to zabrzmi, naprawdę się wzruszyłam.
      Zapraszam na bloga częściej, mimo wszystko. Staram się bardzo, żeby jednak publikować nowe przepisy i posty trochę częściej, ale nie ukrywam, że pora roku niestety nie sprzyja robieniu zdjęć ;) Nie mniej jednak mam nadzieję, że mój gotujący bakcyl do mnie powróci i Yummy Lifestyle odżyje.

      Pozdrawiam ciepło i przesyłam serdeczności!
      Kinga

      Usuń

Daj znać co myślisz!