Dieta South Beach - z czym to się je?
Przepisy na dania zgodne z dietą plaż południowych pojawiają się na blogu już od jakiegoś czasu (rzadko, bo rzadko, ale są), jednak o samej diecie chyba niewiele tu wspomniałam. Za każdym razem kiedy postanawiam nawrócić się na dobrą drogę w kwestii odżywiania pojawiają się kolejne pytania ze strony znajomych. Co to za dieta? Na czym ona polega? Ile trwa? Ile można schudnąć? Czy jest ciężko? Postanowiłam więc przygotować post dla tych wszystkich, którzy chcieliby zrzucić kilka kilogramów, zmienić swój styl żywienia na zdrowszy lub po prostu są ciekawi o co w tym wszystkim chodzi. Z tego miejsca chciałabym przypomnieć, że nie jestem dietetykiem ani specjalistą do spraw żywienia, więc warto się mimo wszystko ze znawcą tematu skonsultować jeśli musicie wprowadzić radykalne zmiany lub liczba pokazująca się na skali wagi może zagrażać Twojemu zdrowiu. Nie zmienia to jednak faktu iż dieta South Beach jest według mnie dobrym sposobem przede wszystkim na dobre samopoczucie. Zacznę od podstawowej rzeczy:
1. Czym jest dieta?
Zanim przejdę do wyjaśnienia samego hasła South Beach, chciałabym uściślić czym jest "dieta". Pomyślisz pewnie, że z konia spadłam, ale jest to dość istotne. Otóż dla wielu osób słowo dieta jest jednoznaczne z planem żywienia prowadzącym do utraty wagi ciała. W rzeczywistości sama dieta oznacza po prostu sposób odżywiania. I tak można wyróżnić np. dietę zwyczajową i alternatywną (np. wegetariańską), leczniczą lub doświadczalną. Ta nasza potoczna "dieta", która sprawia, że jesteśmy piękni i szczupli (i czasem bardzo nieszczęśliwi przez konieczność odmawiania sobie wielu produktów) to dieta redukcyjna, która ma na celu zredukowanie tkanki tłuszczowej. Skoro już wyjaśniliśmy sobie podstawowe pojęcie przejdźmy do gwiazdy tego wpisu...
2. Co to jest Dieta South Beach?
Prowadzi ona do utraty wagi ciała, więc niewątpliwie jest w pewnym sensie dietą redukcyjną, ale DLA MNIE South Beach to po prostu sposób odżywiania (czyli dieta szeroko pojęta). Opracował ją amerykański kardiolog, dr Arthur Agatston, chcąc pomóc swoim pacjentom polepszyć ich stan zdrowia i, jak sam podkreśla w swoich książkach, to właśnie zdrowie było jego celem przy przecieraniu szlaków dietetycznych, a nie zgrabna sylwetka. Swoim pacjentom zalecał stosowanie różnych dostępnych w ówczesnych czasach na rynku diet, jednak żadna nie spełniała jego oczekiwań: diety były zbyt restrykcyjne, co zniechęcało pacjentów do ich przestrzegania, zgubione kilogramy wracały jak bumerang lub też jedne problemy zdrowotne przekuwały się w inne. Dr Agatston zaczął się interesować tematem dietetyki, bo, jak zresztą pewnie wiesz, to, co trafia do Twojego żołądka wpływa na cały Twój organizm, w tym także na serce. Zaczął pogłębiać wiedzę na ten temat, brał udział w sympozjach i wykładach, a następnie spisywać wnioski i tworzyć zasady odżywania, które przyczynią się do poprawy wyników badań jego pacjentów. Skonstruował więc plan odżywiania i przetestował go na sobie. Następnie zaczął konsultować go z dietetykami i w taki oto sposób powstała Dieta South Beach, która jest prosta i elastyczna (jesz to co lubisz, choć oczywiście w rozsądnych proporcjach, poprawiając jednocześnie 'parametry' krwi i pozwalając utrzymać niższą wagę w dłuższej perspektywie czasu), łatwo ją dostosować do swoich potrzeb (jeśli zbłądzisz chwilowo w II lub III fazie, możesz w prosty sposób wrócić na krótko do fazy wcześniejszej, aby wrócić do wagi sprzed "kilku" grzeszków), opiera się m.in. na spożywaniu dobrych węglowodanów i tłuszczy (wystarczy kilka dni żeby dorobić się dobrych nawyków i odstawienie szkodliwych produktów), nie wymaga liczenia kalorii i konstruowania skomplikowanych planów żywienia (gwarantuję Ci, że wystarczy tylko zmodyfikować Twoje dotychczasowe przepisy, pozbyć się kilku składników, a kilka zamienić na zdrowsze i już masz mocne podstawy South Beach), nie spowoduje, że będziesz drażliwy z głodu (podążając za wskazówkami tej diety, w Twoim dziennym jadłospisie mają się znaleźć 3 sycące posiłki: śniadanie, obiad, kolacja + dwie przekąski między nimi), przewiduje desery!! (tak! to nie jest żart, będąc na South Beach możesz pozwolić sobie na deser i to już od I fazy), w krótkim czasie wpłynie na Twoje lepsze samopoczucie (pozbędziesz się uczucia ciężkości bez niepotrzebnych leków i suplementów diety), a co najważniejsze JEST SKUTECZNA (i z mojego punktu widzenia [przypominam - kompletnego laika!], bezpieczna; sprawdzałam ją na sobie nie raz, zawsze przynosi przynajmniej zadowalające efekty i jestem przekonana, że kiedyś w końcu uda mi się wyzbyć złych nawyków żywieniowych i kierować się zasadami South Beach dłużej niż tylko przez kilka miesięcy).
3. Ale faza, czyli...
kolejne etapy diety, bo South Beach jest podzielona na 3 fazy. Trzeba zacząć, jakżeby inaczej, od najcięższej, ale później już jest z górki. Na początku czeka Cię sporo wyrzeczeń, jednak w kolejnych tygodniach jest coraz łatwiej, bo: a) Twój organizm zacznie się przyzwyczajać do braku niektórych produktów i b) powoli do diety wracają niektóre składniki, więc poszerza się pole manewru w kuchni.
Faza I
Jest najbardziej restrykcyjną, ale też w zasadzie najkrótszą i najbardziej efektywną (jeśli patrzeć na tempo efektów) fazą. Powinna trwać maksymalnie do 14 dni i w zależności od Twojej wagi początkowej pozwoli Ci zgubić od 3 do 6 lub nawet 8 kilogramów. Oczywiście na spadek większej wagi przez tych kilkanaście dni nie mają co liczyć osoby, które chcą wprowadzić tylko lekkie zmiany kosmetyczne w kwestii ich wyglądu. Najwięcej kilogramów stracą osoby, które będą miały nadwagę, co jest myślę dość logiczne. Zadaniem tej fazy jest przede wszystkim pozbycie się napadów łaknienia i fałszywego zapotrzebowania na "złe węgle".
Z codziennego jadłospisu musisz wyeliminować: wszystkie produkty zbożowe (nie tylko pieczywo samo w sobie, ale też makaron, kaszę, ryż, macę, wafle ryżowe, mąkę wszelaką itp), owoce i produkty owocowe (soki, przeciery itp), cukier, pełnotłusty nabiał, niektóre warzywa (ziemniaki białe i słodkie, marchew, buraki, kukurydza, rzepa, dynia), gotowe sosy (tego pozbądź się na stałe, dla własnego zdrowia!), wszystkie słodzone napoje, wszelkie słodkie i słone przekąski, niektóre rodzaje mięsa (tłusty drób taki jak gęś czy kaczka i ogólnie tłuste kawałki mięsa jak np. żeberka czy boczek), alkohol.
W Twojej diecie pozostaną takie pozycje jak: warzywa (oprócz tych wymienionych powyżej, warzywa strączkowe są również mile widziane), chude mięso, ryby i owoce morza, jajka (nie musisz ich ograniczać ilościowo o ile lekarz nie da Ci innych zaleceń), odtłuszczone lub niskotłuszczowe produkty mleczne, kawa i herbata (jeśli pijasz "zwykłą" herbatę i kawę, ogranicz się do dwóch szklanek, kawę bezkofeinową oraz herbatę zieloną lub ziołową możesz pić bez ograniczeń, nie zapominaj także o dużej ilości wody), tłuszcze (oliwa z oliwek, olej rzepakowy, nierafinowany olej kokosowy), orzechy i nasiona w ograniczonej ilości, wszelkie przyprawy bez dodatku cukru (do doprawienia potrawy możesz też użyć soku z cytryny), słodkie przysmaki (ale bez dodatku cukru, najlepiej przygotowane samodzielnie; możesz używać zamienników cukru takich jak stewia czy ksylitol, niektóre źródła podają także fruktozę).
Po wyeliminowaniu składników, które w głównej mierze odpowiadają za tycie, zauważysz dość szybki spadek wagi oraz pewien luz w ciuchach, szczególności w okolicy brzucha, bo to stąd w pierwszej kolejności zacznie nam schodzić nadmiar wszystkiego złego. Sama do I fazy wracałam kilkukrotnie i zazwyczaj kończę ją lżejsza o 3-4,5 kg co w moim przypadku jest naprawdę satysfakcjonującym efektem.
Najcięższe dla mnie są pierwsze 3-4 dni, bo mój organizm, dotychczas przyzwyczajony do pochłaniania połowy paczki makaronu czy całej paczki ciastek, dopomina się o złe węgle, o których docelowo mamy po tej fazie zapomnieć. Najważniejsza jest dla mnie wtedy butelka wody w pogotowiu, by zapić nagły napad 'cukrowego głodu". Dobra rada cioci Kingi - przygotuj sobie ramowy plan posiłków. Jeszcze zanim ostatecznie podejmiesz decyzję o przystąpieniu do akcji pod kryptonimem "South Beach" opracuj listę dań, które chcesz jeść na poszczególne posiłki w trakcie pierwszej fazy. Dużo łatwiej będzie Ci zdecydować co zjesz na śniadanie, jeśli będziesz mieć pod ręką kilka opcji. Zwykły omlet możesz jednego dnia przygotować ze szpinakiem i chudą mozzarellą a innego z papryką, tuńczykiem i oliwkami. Rób zakupy na kilka dni do przodu, a dania obiadowe przygotuj w większej ilości. Możesz je podzielić na kilka dni na dania obiadowe i kolacyjne lub zamrozić na wypadek spadku kuchennej formy. Zaoszczędzisz na tym trochę czasu i wyręczysz się w przygotowaniu obiadu kolejnego dnia. Mięso i ryby piecz w foliowych papilotach lub gotuj na parze - będą przez to soczyste, aromatyczne i pyszne. Zacznij przygotowywać się do aktywności fizycznej. Pierwsza faza, w moim przypadku, nie jest najlepszym momentem do rzucania się w wir szalonych programów Ewy Chodakowskiej, bo zauważam lekki spadek energii (ach to uzależnienie od cukru!), nie zaszkodzi jednak włączyć trybu spacerowego lub wybrać się na spokojną przejażdżkę rowerową. No i przede wszystkim - uwierz w to, że Ci się uda. Dla mnie myśl, że dam radę przejść przez I fazę, jest największym motywatorem do walki z samą sobą.
Faza II
Tu się zaczynają schody. Schody w dół. Będzie bowiem coraz łatwiej, bo z każdym kolejnym dniem i tygodniem do diety wracają dobre węglowodany. Listę produktów należy poszerzać powoli, żeby Twój organizm miał czas na przystosowanie się do zwiększonej ilości cukru dostarczanej wraz z pokarmem.
Zasady włączania nowych składników do jadłospisu wyglądają następująco:
dzień 1-7 - 1 porcja owoców i 1 porcja produktów skrobiowych dziennie
dzień 8 - 1 porcja owoców i 2 porcje produktów skrobiowych
dzień 9 - 2 porcje owoców i 2 porcje produktów skrobiowych
dzień 10-11 - 2 porcje owoców i 3 porcje produktów skrobiowych
dzień 12-14 - 3 porcje owoców i 3 porcje produktów skrobiowych.
Co masz rozumieć przez pojęcie "porcja"? Oto mała ściąga: agrest - 3/4 szklanki, 1 średni banan, 3/4 szklanki borówek amerykańskich, 1 średnia
brzoskwinia, 1/2 grejpfruta, 1 średnia gruszka, 1 małe jabłko,
1 kiwi, 3/4 szklanki malin, 1/2 średniego mango, 1/4 melona, 4 morele,1 granat , 1 mała papaja, 1 średnia pomarańcza, 4 suszone śliwki, 2 śliwki świeże, 3/4 szklanki truskawek 3/4, 15 sztuk winogrona, 12 wiśni i
czereśni, 3/4 szklanki żurawiny. Produkty skrobiowe: 1 kromka pieczywa pełnoziarnistego, płatki śniadaniowe
(najlepiej z pełnego ziarna oraz o niskiej zawartości cukru), płatki
owsiane, kasza gryczana, 1/2 szklanki ugotowanego makaronu(ryżowy,
gryczany, pszenny pełnoziarnisty oraz sojowy itp), kuskus z pełnego
ziarna, 3 szklanki prażonego bez tłuszczu popcornu, 1/2 szklanki ugotowanego ryżu brązowego lub dzikiego. Z
warzyw dozwolone jest 1/2 szklanki marchewki lub zielonego groszku.
Pomału dodawaj kolejne produkty i obserwuj, jak Twój organizm na nie reaguje. Jeśli zauważysz, że po niektórych z nich zwiększa Ci się apetyt, zrezygnuj z nich na jakiś czas lub całkowicie. Dla dobra własnego i osiągniętych do tego momentu efektów.
Faza II trwa tak naprawdę do osiągnięcia zamierzonego celu wagowego. Utrata wagi następuje wolniej (0,5 - 1 kg tygodniowo, ponownie wszystko zależy od wagi wyjściowej), ale za to Twoje posiłki zyskują na różnorodności. Od czasu do czasu możesz też sobie pozwolić na maksymalnie 2 lampki czerwonego wina czy kilka kostek gorzkiej czekolady (kilka to kilka, a nie pół tabliczki!). Nie jest wskazane spożywanie owoców na śniadanie, gdyż mogą dodatkowo wzmocnić apetyt, natomiast mile widziane jest łączenie owoców z produktami białkowymi np z jogurtem, bo zmniejszy to poczucie głodu.
Włącz do swojego planu dnia ulubioną formę aktywności fizycznej: idź na basen, umów się ze znajomymi na rower lub rolki, wyjdź z bliską osobą na spacer, rozłóż matę na podłodze i uruchom preferowany zestaw ćwiczeń od Twojego ulubionego instruktora fitness. Porcja ruchu, 3-4 razy w tygodniu, podkręci Twoje zapotrzebowanie na energię i pomoże spalić dodatkową porcję tłuszczu. Zgaduję jednak, że tego tłumaczyć Ci nie muszę :)
Faza III
Tutaj nie ma już mowy o szczególnym planie. III faza to tak naprawdę sprawdzian z tego, co zostało w Twojej głowie po poprzednich dwóch etapach. Prawdopodobnie dojście do tego momentu zajmie Ci tyle czasu, że spokojnie nauczysz się łączyć ze sobą dozwolone składniki w smaczne potrawy i będziesz wiedzieć, które Ci szkodzą, a którymi możesz się zajadać bez żadnych obaw. Pilnuj, aby indeks glikemiczny poszczególnych produktów nie przekraczał 60, a w przypadku, kiedy będziesz używać tych z wyższym IG, zrównoważ jadłospis tego dnia innymi posiłkami. Utrzymanie tego etapu już do końca życia podobno nie jest trudne. Piszę podobno, bo niestety zawsze na II fazie musi mi się powinąć noga do tego stopnia, że wracam do I fazy kilka tygodni i kilogramów później, jako ta córa marnotrawna. Tutaj właściwie szczególne ograniczenia już nie istnieją, ale wciąż pozostaje konieczność obserwowanie własnego ciała i jego reakcji na poszczególne produkty. Jeśli dotrzesz do tego momentu to wiedz, że należy Ci się medal za wytrwałość (albo przynajmniej kilka nowych ciuchów) a stając przed lustrem możesz śmiało puścić do siebie oko i rzucić słynne hasło "Podobasz mi się. Nie spierdol tego!".
4. A co jeśli zjem o 3 porcje makaronu za dużo?
Ogólnie nie ma tragedii i nikt nie będzie stał nad Tobą z biczem i trzaskał Cię po rękach za każdą nadprogramową rodzynkę czy biały makaron zatopiony w sosie pomidorowym. Wiadomo, że na trasie Twojego przejazdu do wymarzonej wagi i kiecki w rozmiarze 38 (nie wspominając już o 36) pojawią się spotkania ze znajomymi, święta, randki, przyjęcia urodzinowe czy kolacje firmowe, podczas których możliwość wyboru dań może być ograniczona. To nie znaczy, że Twój dotychczasowy wysiłek poszedł się paść i musisz wrócić do punktu wyjścia. Jeśli zauważysz, że waga nagle stanęła w miejscu lub co gorsza wskazówka
idzie w górę, potulnie wróć na kilka dni lub tydzień do I fazy, a następnie wróć do momentu, w którym na chwilę Ci się zapomniało, co Ci wolno a czego nie i kontynuuj dalej wesołą drogę do upragnionego celu.
5. A co na to wszystko dietetyk?
Tak jak podkreśliłam na początku, specjalistą nie jestem, ale postanowiłam zaczerpnąć opinii osoby, która zdrowym odżywianiem zajmuje się na co dzień. Zapytałam o zdanie na temat diety South Beach dietetyka medycznego. Ewa Jarosz, prowadząca bloga Dietetyk w stolicy, ma o plażowej diecie następujące zdanie:
5. A co na to wszystko dietetyk?
Tak jak podkreśliłam na początku, specjalistą nie jestem, ale postanowiłam zaczerpnąć opinii osoby, która zdrowym odżywianiem zajmuje się na co dzień. Zapytałam o zdanie na temat diety South Beach dietetyka medycznego. Ewa Jarosz, prowadząca bloga Dietetyk w stolicy, ma o plażowej diecie następujące zdanie:
"Wady i zalety diety South BeachJako dietetyk medyczny oceniając jakąkolwiek dietę kieruję się przede wszystkim jej wpływem na organizm, przede wszystkim w rozumieniu długofalowym. To nie szybkość uzyskania efektów jest najistotniejsza, a zależność pomiędzy danym sposobem odżywiania a stanem zdrowia fizycznego i psychicznego. Dieta South Beach, jak większość popularnych modeli żywieniowych, ma pewne wady i zalety, które postaram się teraz klarownie opisać.
Na początku warto skupić się na wyjaśnieniu dużego spadku masy ciała w pierwszej fazie diety. Ten etap przewiduje wykluczenie węglowodanów pochodzących nie tylko z niezdrowych słodyczy, ale także z produktów zbożowych, owoców i niektórych warzyw. Takie ograniczenie znacząco obniża wartość energetyczną diety, przez co dochodzi do uruchomienia rezerw energetycznych w postaci tkanki tłuszczowej. Szybka utrata tkanki tłuszczowej nie jest niestety korzystna, gdyż często prowadzi do efektu jo-jo. Trzeba mieć jednak świadomość, że przewidywany spadek masy ciała, który może wynosić nawet 8 kg w ciągu dwutygodniowej restrykcji, nie dotyczy wyłącznie utraty tłuszczu, a także w dużej ilości nadmiaru zgromadzonej wody metabolicznej. Zauważalne jest to właśnie często po ubraniach – utrata wody znacząco zmniejsza rozmiary ciała – bardziej niż utrata tkanki tłuszczowej.
O ile samo pozbywanie się nadmiaru wody nie jest wadą, tak zrezygnowanie z wszelkich produktów zbożowych już niestety tak.
1. Glukoza jest jedynym źródłem energii dla czerwonych krwinek (erytrocytów) i komórek mózgu – one nie potrafią czerpać energii np. z tłuszczu. Ograniczając tak restrykcyjnie podaż węglowodanów - szczególnie węglowodanów złożonych narażamy się na zachwianie funkcjonowania wszystkich narządów i tkanek, które zaopatrywane są w tlen właśnie dzięki sprawnemu działaniu erytrocytów. Ponadto takie ograniczenie wiąże się m.in. ze znacznym osłabieniem organizmu, pogorszeniem koncentracji, umiejętności zapamiętywania, obniżeniem samopoczucia, sennością, apatią, bólami głowy i nietolerancją wysiłku fizycznego.
2. Wykluczając z diety tak wartościowe produkty jak pełnoziarniste produkty zbożowe ograniczamy znacząco podaż witamin z grupy B (np. witaminy B1, oddziałującej na układ nerwowy), składników mineralnych jak żelazo czy magnez a także błonnika pokarmowego.
Można pomyśleć, że skoro pierwsza faza trwa jedynie 2 tygodnie, to nie powinno to bardzo zaszkodzić. 14 dni to jednak dużo, tym bardziej jeśli autor pozwala na wracanie do tego etapu podczas realizowania zasad fazy 3 – to powoduje zapętlanie się i częste powracanie do niebezpiecznej półgłodówki, która przecież przyniosła tak zadowalające efekty na wadze.
Dieta South Beach nie jest jednak pozbawiona zalet. Warto znów wrócić do fazy 1 – autor opisuje ją jako przyzwyczajenie organizmu do funkcjonowania bez „złych produktów”. Moim zdaniem główną rolę grają tu czynniki psychologiczne. Pierwsze efekty są tak zadowalające, że motywacja rośnie i łatwiej jest trzymać się zasad. To buduje wyższą samoocenę, uczy dyscypliny i wzmacnia chęć do poprawy sposobu odżywiania. O ile nie doprowadzi to do chorobliwego trwania w fazie pierwszej, to może pozytywnie wpłynąć na dalszy etap zmian. Jeżeli rzeczywiście na tym etapie oduczymy się spożywania słodyczy i wszelkich niezdrowych produktów to oczywiście jest to dużym plusem. Zwiększenie ilości i przyzwyczajenie do zdrowych produktów takich jakich jak warzywa, rośliny strączkowe, ryby czy naturalne produkty mleczne również korzystnie wpłynie na organizm. Kolejnym pozytywnym aspektem jest sama idea diety – zmiana nawyków żywieniowych na stałe (o ile stale nie wracamy do pierwszej fazy).
Nauka ciągłego obserwowania swojego ciała i reakcji organizmu w odpowiedzi na różne produkty spożywcze to według mnie ważna zaleta diety South Beach. Dieta przewiduje swobodę w fazie 3, dzięki czemu nie jesteśmy przytłoczeni stałymi restrykcjami, pod warunkiem, że potrafimy zrównoważyć dietę i stale naprawiać ewentualne błędy żywieniowe. Autor przewiduje jednak, że na tym etapie będziemy już przyzwyczajeni do dobrych nawyków i dokonywanie świadomych wyborów żywieniowych nie powinno stanowić problemu.
Na zakończenie warto przytoczyć wyniki rankingu najlepszych diet świata, opublikowanego przez magazyn „U.S. News & World Report”. Grupa ekspertów z zakresu żywienia człowieka, psychologii odżywiania, lekarzy diabetologów, kardiologów i specjalistów z zakresu odchudzania postawiła dietę South Beach na 18 miejscu z 32 ocenianych diet. Wysoko oceniono tu krótkoterminowy ubytek masy ciała, jednak długofalowo nie wygląda to już tak optymistycznie. Pod względem łatwości i bezpieczeństwa stosowania oraz wartości odżywczej dieta South Beach niestety daleko odbiega od najzdrowszych diet takich jak DASH czy dieta śródziemnomorska, ale także od niektórych diet typowo redukcyjnych jak dieta Strażników Wagi czy dieta Kliniki Mayo. Dieta South Beach zdecydowanie nie jest odpowiednia dla diabetyków i osób z chorobami serca.
W mojej opinii, przy takim wyborze innych modeli żywieniowych, łącznie z najzdrowszym i najprostszym tj. zrównoważoną urozmaiconą dietą zgodną z zasadami racjonalnego odżywiania, warto poważnie rozważyć ewentualne negatywne skutki stosowania diety South Beach. Jedynie osoby, które podejdą do tej metody z otwartym, trzeźwym umysłem i zdrowym rozsądkiem, mogą nie tylko utracić kilogramy i utrzymać masę ciała, ale też nauczyć się czegoś o swoim organizmie."
Ewie bardzo dziękuję za pomoc i fachową opinię. Jak widzicie, wszystko ma dobre i złe strony, a stosując powszechnie znane diety redukcyjne na własną rękę, trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem i pamiętać, że przesada, w żadną stronę, nie jest dobra.
6. Ok. Podejmuję ryzyko, zaczynam! Ale skąd wziąć pomysły na kolejne dania?
Albo z książek dr Agatstona (które sama nabyłam dopiero 2 tygodnie temu, jako dodatkowe źródło inspiracji) albo z Internetu. Polecam swoje przepisy na rozgrzewkę. Te, które pojawiają się na blogu, są podzielone na Fazę I i Fazę II. Z czasem będzie ich na pewno więcej, a w międzyczasie poszukaj dodatkowych pomysłów na stronie Pinterest wpisując np frazę "south beach diet I phase". Tak jak wspomniałam już wcześniej, możesz łatwo przekształcić swoje ulubione przepisy na takie, które będą zgodne z zasadami poszczególnych faz South Beach. Tutaj ogranicza Cię tak naprawdę tylko Twoja wyobraźnia.
Jeśli udało Ci się przebrnąć przez cały tekst, to jestem z Ciebie dumna! Podkreślam ponownie, że nie jestem dietetykiem, a zamieszczone tutaj informacje są zbiorem tego co wyczytałam w książkach autora diety, na forach i stronach internetowych oraz z własnego doświadczenia. Jeśli masz jakieś pytania, zostaw komentarz - postaram się znaleźć na nie odpowiedź. Jeśli podobał Ci się ten tekst i uważasz, że może Ci się do czegoś w życiu przydać, też chętnie przeczytam Twój komentarz. Będzie mi miło, jeśli podzielisz się nim ze znajomymi - być może ktoś z Twoich bliskich również zechce przejść na południową stronę mocy.
Brzmi ciekawie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKinga. A soczewica jest dozwolona w pierwszej fazie??? Traktowac ja jako straczek czy skrobie??? Leniwa jestem nie chce mi się googlowac... A może zbyt zdolowana po tłustym czwartku po którym przybrałam kolejne 60dkg hahaha.... to już histeria....
OdpowiedzUsuńZajrzałam dla pewności do książki Agatstona i soczewica zaliczona była do dozwolonych strączków także smacznego! :)
Usuń