Tartaletki crème brûlée. / Crème brûlée tartlets.
Są takie dania czy desery, które po pierwszym spotkaniu zapadają głęboko w pamięć i nie dają mi spokoju. Nie ważne czy ich spróbuję, zobaczę na witrynie cukierni czy przeglądając internet natknę się na zdjęcie. Obraz siedzi siedzi i gdzieś z tyłu głowy i co jakiś czas się przypomina. I o ile zazwyczaj przy pierwszej czy drugiej myśli o przygotowaniu tego czegoś jestem w stanie stwierdzić, że mam lenia i jeszcze nie czas na to, tak przy kolejnych jest coraz ciężej, aż w końcu ulegam, człapię do kuchni, robię listę zakupów, kupuję co trzeba, podwijam rękawy i biorę się do roboty. I najczęściej okazuje się także, że po pierwszym kęsie łapię się za głowię i zadaję sobie retoryczne pytanie: dlaczego dopiero teraz?! Tak wyglądała sprawa z crème brûlée. Kilka lat temu
poczyniłam nawet odpowiedni zakup kokilek i palnika. Ale jakoś wciąż mi
nie było z tym deserem po drodze. Bo to na pewno dużo roboty, bo to za
trudne i przecież na pewno coś mi nie wyjdzie...
A później przyszedł moment, że dużo gadałam o tym jak to świetnie gotuje, zaprosiłam sobie gościa i sama sobie poprzeczkę podniosłam. No bo przecież skoro ktoś się spodziewa cudów na kolację to trzeba sprostać oczekiwaniom. Ale żeby sobie skomplikować życie jeszcze bardziej, wymyśliłam, że zamiast klasycznego crème brûlée zrobię tartaletki, na które jakiś czasu temu natchnęłam się na Pinterest. I oczywiście coś musiało pójść nie tak. Palnik do karmelizowania cukru do tej pory był używany jako zapalnik świeczek wszelakich, więc gdy przyszło co do czego i miał być użyty w celu, do którego został stworzony, okazało się, że gaz z niego wyszedł, zapasowy gaz do zapalniczek przepadł w czeluściach którejś z kuchennych szafek i jak na złość żaden z okolicznych sklepów w takowy gaz nie jest zaopatrzony. Próbowałam się więc zaprzyjaźnić z piekarnikowym grillem, który moje prośby o współpracę miał w poważaniu. Ostatecznie więc wierzchnia warstwa cukru nie skarmelizowała się a jedynie raczyła się lekko stopić. Mój gość jednak zapewniał mnie, że to najlepszy crème brûlée jaki w życiu jadł (jak się później okazało był również pierwszym w jego życiu :D ) a ja przymknęłam jakoś oko na małe niedociągnięcie i na następny dzień zaopatrzyłam się w gaz żeby na blogu zagościła jedyna słuszna wersja tartaletek :)
Tartaletki crème brûlée.
Składniki (na 10 tartaletek):
spód
- 250 g mąki
- 130 g masła
- 1 łyżka kwaśnej śmietany
- 1 płaska łyżka brązowego cukru
crème brûlée
- 5 żółtek
- 350 ml śmietanki kremówki
- 100 ml mleka
- 3 łyżki brązowego cukru
- 1 łyżeczka cynamonu
- brązowy cukier i cukier puder do posypania wierzchu tartaletek
Sposób przygotowania:
Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy pokrojone w kawałki masło i śmietanę, zagniatamy kruche ciasto, zawijamy w folię spożywczą i odstawiamy do lodówki na min. pół godziny. Żółtka ubijamy z cukrem na puszystą masę. Śmietankę z mlekiem wlewamy do garnuszka, dodajemy cynamon, zagotowujemy i ściągamy z ognia. Gorący płyn dolewamy cienkim strumieniem do masy jajecznej cały czas mieszając. Piekrarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Ciasto wykładamy do foremek do tartaletek (można także przygotować jedną dużą tartę), dno nakłuwamy widelcem, wykładamy papierem do pieczenia i wysypujemy na nie obciążniki (np fasola, groch lub specjalne kamyczki do pieczenia), pieczemy przez ok 15 minut, a następnie obniżamy temperaturę do 160 stopni Po ostudzeniu spodów wylewamy na nie masę na crème brûlée. Tartaletki podpiekamy ok 50 minut, po wyciągnięciu z piekarnika i studzimy, a następnie wstawiamy na kilka godzin do lodówki aby masa stężała. Przed podaniem wierzch tartaletek oprószamy cukrem pudrem i posypujemy brązowym cukrem, a następnie karmelizujemy go za pomocą specjalnego palnika (lub wstawiamy na chwilkę do piekarnika na najwyższy poziom z włączoną funkcją grill).
SMACZNEGO!
och, wiele bym dała za taką tartaletkę!
OdpowiedzUsuńBoskie Ci wyszły :)
OdpowiedzUsuńCreme brulee wcale nie jest trudny do zrobienia, składniki nie są jakoś specjalnie wyszukane, za to smak... Jedyny w swoim rodzaju :)
Podobają mi się Twoje zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń