Gdzie byłam jak mnie nie było. | Rozgrzewająca zupa na zimową zawieruchę.

14:20 Kinga ⚬ Yummy Lifestyle 3 Comments

Macie czasem tak, że to co do tej pory Wam sprawiało frajdę nagle staje się przykrym obowiązkiem, albo najzwyczajniej w świecie przestaje Was cieszyć? Nie? To jesteście farciarzami!
Mnie po powrocie ze Stanów dopadło jakieś zwątpienie w całe to moje blogowanie, gotowanie i całą resztę tego, bez czego nie wyobrażałam sobie życia. Od października jem mało i niezdrowo, nie planuję kolejnych przepisów, postów na bloga, gotować mi się najnormalniej w świecie nie chce. Nie mam doła, 'wszystko' jest ok, chociaż miniony rok przepełniony był milionem przeróżnych zdarzeń, tych fantastycznych spełnionych wreszcie marzeń, ale także gorzkich i ściągających mocno na twardy grunt. Może po prostu działo się za dużo, albo nie byłam na to gotowa, bo odechciało mi się chcieć.
Stąd przeszło miesięczna przerwa na blogu, fanpage, który w porównaniu z tym co działo się wcześniej jakby przygasł, a szczytem moich wyczynów w kuchni było w ostatnim czasie spaghetti z sosem bolońskim. 
Rok 2014 był dla mnie rokiem pożegnań, ciężkiej pracy, wielu zawodów (nie o pracy tu mowa niestety) i rozczarowań, ale mimo wszystko uważam go za bardzo udany bo:
1) spełniłam swój Amerykański Sen, przynajmniej przez kilka miesięcy;
2) poznałam masę serdecznych ludzi, z Polski i z odległych zakątków świata, to ludzie do tańca i  do różańca, tacy z którymi można poważnie porozmawiać, ale także bełkotać głupoty po za dużej ilości wódki, to ludzie którzy z sukcesem przekuli moje rozczarowania w wiarę, że ściągające nas na dno jednostki, to wciąż tylko jednostki, i nie warto marnować na nich swojej dobrej energii;
3) po kolejnej półtorarocznej przerwie spotkałam moją najlepszą przyjaciółkę, moją siostrę z wyboru; spotkanie to było wybitne, bo z naszych marzeń - w Nowym Jorku, z widokiem na Manhattan piłyśmy nielegalnie drinki zapakowane w torby z szarego papieru(który w rzeczywistości jest brązowy), śmiałyśmy się do rozpuku i płakałyśmy nad naszą naiwnością;
4) założyłam własną firmę, dostałam na nią dotację, kosztowało mnie to kilka miesięcy ciężkiej pracy, ale opłacało się;
5) z toksycznej znajomości wyciągnęłam wiele wniosków i, mam nadzieję, nauczę się czegoś w końcu na własnych błędach;
6) dokończyłam urządzanie swojego pokoju (mała rzecz, a tak cieszy);
7) okazało się, że na mojego bloga zaglądają nie tylko moi znajomi, ale czasem zdarzy mi się przeprowadzić rozmowy typu: 
-Jak nazywa się Twój blog?
*Yummy Lifestyle.
-Nie gadaj! Tyle razy tam zaglądałam/zaglądałem!;
8) jestem o rok starsza, mądrzejsza, bardziej doświadczona, bardziej świadoma wielu rzeczy, bardziej zdystansowana, a jednocześnie otwarta. Nie boję się już marzyć i wierzyć, że te marzenia się spełnią. Bo wiem, że one się po prostu spełniają.

Nie będę obiecywać ogromnej poprawy, bo nie wiem czy już jestem na nią gotowa. Ale mogę przynajmniej obiecać, że czasem coś tu do Was skrobnę. I wierzę, że jak już całkiem wrócę, to z pompą. A póki co chodźcie jeść zupę... Tylko nie zapomnijcie umyć najpierw rąk!


Rozgrzewająca zupa na zimową zawieruchę
Składniki:
  • 3-4 udka z kurczaka
  • 3 marchewki
  • 1 pietruszka
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 cebula
  • 1 papryczka chili
  • 1 szklanka czerwonej soczewicy
  • 1 szklanka ciecierzycy 
  • 1 puszka krojonych pomidorów
  • 1 mały słoiczek koncentratu pomidorowego (ok 90-100 g)
  • 1 puszka mleczka kokosowego
  • 1 łodyga trawy cytrynowej
  • 3-4 liście limonki
  • kawałek imbiru (ok 2 cm)
  • przyprawy: sól, pieprz kolorowy, ziarna kolendry, ziele angielskie, liście laurowe, curry, słodka papryka, kardamon, cynamon
  • świeża natka pietruszki lub kolendra do podania
Sposób przygotowania:
Jeśli używasz suchej ciecierzycy, zalewamy ją na noc zimną wodą, odstawiamy do namoczenia, następnie obgotowujemy, aż będzie lekko miękka. Mięso opłukujemy. Cebulę i czosnek obieramy, drobno siekamy z papryczką chili, szklimy w dużym garnku na odrobinie oleju lub masła. Dodajemy osuszone mięso, chwilę podsmażamy a następnie zalewamy wodą (ok. 1,5 litra) i gotujemy wywar. Gdy woda się zagotuje ściągamy szumowiny z powierzchni, dodajemy obrane i pokrojone w talarki marchewki i pietruszkę, gotujemy na niewielkim ogniu aż lekko zmiękną. Z zupy wyciągamy mięso, dodajemy pomidory z puszki i koncentrat, wsypujemy soczewicę i dodajemy podgotowaną ciecierzycę (lub ciecierzycę z puszki). Doprawiamy lekko zmiażdżoną trawą cytrynową, startym imbirem i liśćmi limonki. Oddzielamy mięso z udek, dodajemy do zupy. Zaprawiamy ją mleczkiem kokosowym, doprawiamy do smaku solą i pieprzem, dodajemy zmielone ziarna kolendry, kilka ziaren ziela angielskiego, 2-3 liście laurowe i pozostałe przyprawy (u mnie ok 1 łyżeczka curry i słodkiej papryki, pół płaskiej łyżeczki cynamony i kardamonu). Gotujemy pod przykryciem na małym ogniu, aż wszystkie smaki się połączą. Zupę podajemy z posiekaną natką pietruszki lub kolendrą.


3 komentarze :

  1. Mmm, znakomicie ta zupa wygląda, cudownie rozgrzewająca, idealna na zimowe wieczory :)
    Życzę Ci więc, aby rok 2015 był cudowny pod każdym względem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie zupy z pewnością muszę wypróbować przepis

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie tylko Twoi znajomi tutaj zaglądają :) ja bardzo lubię Twojego bloga, śledziłam też ciekawe wpisy ze Stanów i ubolewam nad ostatnią przerwą... Ładuj więc akumulatory i wracaj ;)

    OdpowiedzUsuń

Daj znać co myślisz!