Wieści zza Wielkiej Wody. Uwaga! Rzucam mięsem!
Nieco ponad trzy tygodnie temu, jak zwykle na ostatnią chwilę, zaczęłam pakować walizkę. Cały czas nie wierzyłam i chyba dalej nie do końca do mnie dociera to, że po wielu latach marzeń w teczce na stole obok leżał paszport z wizą, umowa o wakacyjną pracę i bilet do Stanów Zjednoczonych. Perspektywa 101 dni w kraju za Wielką Wodą przyprawiała mnie o dreszcze: z ekscytacji i ze strachu. Cieszyłam się na ten wyjazd jak dziecko, ale równie wielkie były moje obawy. Czy sobie poradzę, jak i czy w ogóle odnajdę się tak daleko od domu i w dodatku całkowicie sama, czy mój poziom znajomości języka angielskiego jest wystarczająco dobry i co jeśli moja walizka nie doleci ze mną?! Po trzech tygodniach na pierwsze pytania patrzę teraz z niedowierzaniem. Radzę sobie, odnajduję się tu świetnie, wcale nie jestem sama, bo szybko poznałam przyjaznych i otwartych ludzi, a mój angielski, jak się okazuje, jest wcale nie najgorszy. Ach! No i walizka na moje szczęście nie przeleciała kolejnych tysięcy kilometrów, wylądowała w Nowym Jorku razem ze mną :)
O samym NYC póki co cicho-sza. W Mieście spędziłam tylko 1 noc, miałam ambitny plan nocnego zwiedzania, ale po 12 godzinach w podróży, przejażdżce metrem i półgodzinnym spacerze z dwiema walizkami po Manhattanie w celu odnalezienia hostelu byłam tak padnięta, że sił starczyło mi na szybki prysznic, zjedzenie kanapki, którą mama zrobiła mi drogę i padłam do spania jak mucha. Ale nic straconego. Jeszcze tam wrócę w te wakacje. Nie raz i nie dwa :)
W niedzielę 22 czerwca z dwiema innymi Polkami (pozdrawiam Oleczkę i Anetkę! :)) dotarłam do Allentown, trzeciego co do wielkości miasta w Pensylwanii, gdzie do września będziemy pracować w parku rozrywki Dorney Park&Wildwater Kingdom. Po kilku godzinach załatwiania formalności w biurze HR zostałyśmy zawiezione na teren lokalnego college'u, zostawiłyśmy walizki w pokoju i czym prędzej udałyśmy się na pierwszy w Hameryce obiad. Postanowiłyśmy nasz przyjazd uczcić prawdziwie amerykańskim jedzeniem: były frytki, hambuksy, napoje z dolewką i lody. Najedzone jak dzikie bąki wróciłyśmy do naszych 'dormów'. Z planowanej tego wieczoru imprezy nic nie wyszło, byłyśmy tak zmęczone, że poszłyśmy spać.
Biblioteka |
Następnego dnia czekało nas szkolenie, po nim okazało się, że już we wtorek zaczynam swoją pracę. W poniedziałek właśnie przeżyłam swój pierwszy i jedyny jak dotąd kryzys. Oczekiwania zmieszały się z rzeczywistością i miałam naprawdę olbrzymie obawy jak ja dam radę. Ale daję radę, jest ciężko, bo pracę mam dość monotonną i męczącą, ale moi nowi znajomi z pracy skutecznie umilają mi ten czas (pracuję w zespole międzynarodowym: Polska, Ekwador, Słowacja, Chiny, Bułgaria, Jamajka i Ameryka to mieszanka wybuchowa :) ). Po godzinach mamy możliwość darmowego wstępu do parku z czego umiarkowanie korzystamy, bo wiadomo - ile można spędzać czasu na terenie pracy ;) Przez ten czas wypróbowałam już większość najstraszniejszych według mnie rollercoasterów i atrakcji, kilka z nich wciąż jeszcze przeraża mnie za bardzo, ale myślę, że do końca swojego pobytu tutaj w końcu się na nie skuszę.
Po pracy integrujemy się w międzynarodowym gronie - w sumie na terenie kampusu zajmujemy 3 akademiki. Jest dużo Polaków i Tajwańczyków, mnóstwo ludzi z Ameryki Południowej i z krajów europejskich jak Słowacja, Czechy, Bułgaria. Teren college'u jest przeuroczy, mamy tu pełno zieleni więc często urządzamy sobie pikniki. Zajadamy Reese's w ilościach hurtowych, poprawiamy lodami i popijamy winem, które, co ciekawe, jak cała reszta alkoholi, nie jest ogólnodostępne. Są tutaj specjalne liquor stores, w marketach alkoholu nie ma w ogóle, a piwo np jest sprzedawane w wielopakach (najczęściej 24 sztuki). Z innych ciekawostek, w porównaniu z pozostałymi produktami spożywczymi w rozmiarach XXL, piwo jest w rozmiarze XS, w puszkach jak Coca-Cola. Ale o tutejszym jedzeniu i spostrzeżeniach na jego temat napiszę w osobnym poście :)
Tyle w dzisiejszym odcinku nowej serii amerykańskiego serialu na Yummy Lifestyle. Z pewnością co jakiś czas pojawi się kolejna relacja z moich poczynań w USA. W kolejnych epizodach poczytacie na pewno o wspomnianym już jedzeniu i innych wrażeniach na temat życia w Ameryce i zwyczajów tutejszych mieszkańców. Będzie też o wycieczce do Atlantic City, które jest nazywane Las Vegas Wschodniego Wybrzeża i o innych przejażdżkach, które już planujemy :)
Tym zdjęciem wygrałam konkurs fotograficzny dla uczestników programu Work&Travel. Tematem było oczywiście świętowanie 4 lipca :) |
Fajerwerki z okazji 4 lipca |
A teraz czas na obiecane rzucanie mięsem. Na fanpage'u bloga padło pytanie, kiedy ugotuję coś amerykańskiego. No i nie mogłam długo czekać. W ubiegłym tygodniu, wykorzystując fakt, że skończyłyśmy pracę nieco wcześniej niż o 21, przechadzając się między półkami pobliskiego marketu postanowiłyśmy zrobić sobie na kolację iście amerykańskie danie. Hamburgery już były, przyszedł czas na steki. Przyznam się bez bicia, że był to dopiero mój drugi raz w życiu kiedy je jadłam, a przede wszystkim przygotowywałam. Stres był o tyle duży, że w akademiku podczas gotowania każdy ma sporą widownię (kuchnia jest usytuowana w połowie piętra) a dodatkowo gotowałam nie tylko dla siebie. Jednak podołałam zadaniu, Olga była zachwycona, jak również kilku innych Polaków, którzy narobili sobie takiego smaka, że sami postanowili rzucić mięcho na talerz i planują przygotować podobną kolację :) Tak więc przed Wami, Drodzy Czytelnicy, najprawdziwszy amerykański stek z wersji Yummy Lifestyle. Bierzcie i dzielcie się nim wszyscy, albowiem jest doprawdy wyborny!
Stek idealny
Składniki (na 2 porcje):
- 2 świeże steki o grubości ok 3-4 cm
- 3 łyżeczki masła
- 2 łyżki oleju rzepakowego
- świeżo zmielony pieprz cytrynowy
- chili
- sól
- do podania:
- puree ziemniaczane, szparagi, fasolka szparagowa, groszek gotowany na parze
Sposób przygotowania:
Steki wyciągamy z lodówki przynajmniej godzinę przed smażeniem, muszą być w temperaturze pokojowej, aby nie obniżyć temperatury patelni. Steki oprószamy świeżo zmielonym pieprzem i odrobiną chili. Patelnię mocno rozgrzewamy, topimy na niej po 2 łyżeczki masła i dodajemy olej rzepakowy (jeśli smażycie oba steki równocześnie, ja ze względu na małą patelnię smażyłam je oddzielnie, wtedy rozgrzewamy 1 łyżeczkę masła z 1 łyżką oleju). Tłuszcz musi być bardzo mocno rozgrzany. Steki smażymy obustronnie, czas smażenia dopasowujemy do indywidualnych potrzeb i gustu. Na steki o średnim stopniu wysmażenia należy przeznaczyć 1 minutę na każdy cm mięsa z każdej strony (czyli mając stek o grubości o 4 cm smażymy go po 4 minuty z obu stron). Chcąc uzyskać krwiste steki smażymy je nieco krócej, dobrze wysmażone chwilę dłużej. Po usmażeniu steków odstawiamy je na kilka minut przykrywając folią aluminiową. Steki przyprawiamy solą dopiero przed podaniem, nigdy przed smażeniem. Przed podaniem na stek kładziemy pół łyżeczki masła, serwujemy z ulubionymi dodatkami, w naszym przypadku było to puree ziemniaczane i szparag.
Jeśli macie jakieś uwagi i sprawdzone triki dotyczące steków podzielcie się nimi w komentarzach :)
SMACZNEGO!
zazdroszczę - bo to wyjazd życia zapewne ( jak na razie ;) )
OdpowiedzUsuńprzypominają mi się moje czasy - jak 24 lata temu pierwszy raz wylądowałam w USA w szkole ..
Ależ Ci zazdroszczę :) (ale oczywiście tak pozytywnie).
OdpowiedzUsuńIle w rzeczywistości pracujesz a ile czasu będzie na podróżowanie? Jak to jest rozłożone, bo nigdy się nie interesowałam tym programem :)
Będę pracować do 14 września, czyli w sumie 12 tygodni. 2 tygodnie będę miała na podróżowanie :) Ale tak naprawdę czas pracy i podróżowania zależy od uczestnika. Podróżować możemy (Polacy) do końca września, ponieważ jest przyjęte, że 1 października zaczyna się u nas rok akademicki i do tego czasu musimy wrócić do kraju żeby kontynuować studia ;) Są tutaj tacy, którzy będą pracować do 1 września i będą podróżować 3-4 tygodnie :) Super opcja, ale nie wiem czy by mi na tyle czasu starczyło pieniędzy ;)
UsuńDziękuję za odpowiedź :)
UsuńWeszłam sobie teraz na agencje, które organizują takie wyjazdy.. Jeżeli możesz zdradzić, to z jakiego biura pojechałaś i jakie poniosłaś koszty związane z wyjazdem? :) Jeżeli chcesz, to może napisz na maila favcookblog(małpa)gmail.com żebym nie zamęczyła Cię pytaniami :D
I graaatulacje za zdjęcie, bo naprawdę bardzo ładne! :)
Usuńodpiszę na maila na pewno, tylko troszkę później , bo jadę na wielką wyprawę do Walmarta :D
UsuńAhh, USA;)) Zazdroszczę:) Na koniec jeszcze ten stek... tak to bym mógł jeść!!!;)
OdpowiedzUsuń