USA odc.2 : Atlantic City. / Sałatka z makaronem sojowym i łososiem.
Ok. Czas na odcinek drugi amerykańskiej przygody. Tydzień temu w czwartek wybraliśmy się na wycieczkę do Las Vegas Wschodniego Wybrzeża, czyli do Atlantic City w New Jersey. Była to wycieczka zorganizowana przez naszego pracodawcę. Tu plus. Bilet kosztował nas $28, a w cenę wchodził przejazd tam i z powrotem (o ile ktoś się nie spóźnił na autobus) oraz kupon do kasyna o wartości $25. Cała reszta zależała od nas. To też plus. Jednak mieliśmy zdecydowanie za mało czasu dla siebie. Z Allentown wyjechaliśmy o 9:30. Wg planu wycieczki czas wolny mieliśmy mieć od 12 do 18. W praktyce czas był skrócony o przeszło godzinę, ale nie na narzekaniu chcę się w tej notce skupić. Był to bowiem w tym czasie mój pierwszy wolny dzień po 10 dniach pracy i nie chciałam aby taki szczegół go zepsuł. Przygodę w Atlantic City zaczęłyśmy od kasyna. Miałyśmy tam sporo frajdy, choć byłyśmy mocno zdziwione i zasmucone, że nasz 25cio dolarowy kupon wsadzony do jednej maszyny może być wykorzystany tylko na niej. Z tego też powodu drukowałyśmy kolejne kupony z najmniejszymi nawet wygranymi. Ja nie miałam niestety niewyobrażalnego szczęścia i udało mi się wygrać tylko koło $18, ale innym Polakom się poszczęściło i wygrali nawet po kilkadziesiąt a w jednym przypadku było to nawet $180 :) Morał z tego taki, że w kasynie można wygrać niemałe pieniądze, trzeba jednak uważać, bo jest to dość wciągające i najmniejsza nawet wygrana powoduje chęć wygrania większej kwoty, dlatego trzeba wiedzieć kiedy przestać ;)
W planie, poza kasynem, miałyśmy z dziewczynami opalanie nad brzegiem Atlantyku i zakupy w tamtejszym outlecie. Po godzinie hazardu opuściłyśmy więc kasyno, choć z lekką obawą, ponieważ gdy 2 godziny wcześniej przyjechaliśmy do Atlantic City, padał deszcz. Jednak po wyjściu na tamtejszy deptak pozytywnie zaskoczyło nas przyjemne słońce. Od razy też usłyszałyśmy mewy i delikatny odgłos rozbijających się o brzeg fal. Wiedziałyśmy, że plaża jest blisko i po kilku metrach ujrzałyśmy szeroki pas piasku i lekko wzburzony Ocean. Z opalania co prawda nic nie wyszło, bo pogoda tego dnia była naprawdę kapryśna i zmieniała się jak w kalejdoskopie, ale udało nam się zjeść śniadanie na plaży, zamoczyć stopy w zimnych wodach Atlantyku, powalczyć z mewami o swoje jedzenie i zrobić kilka pamiątkowych zdjęć.
Następnie udałyśmy się do Tanger Outlets, który okazał się mini miastem sklepowym. Trochę byłyśmy zawiedzione, bo ceny nie były jakoś wybitnie outletowe, a i w odwiedzonych przez nas sklepach asortyment jakoś nie powalał, ale kilka rzeczy udało nam się kupić. W sierpniu jednak ma być jeszcze jeden wyjazd do Atlantic City, na który również zamierzam się wybrać, ponieważ podobno największe wyprzedaże są tutaj właśnie w sierpniu. Mam też nadzieję, że pogoda w ten dzień będzie łaskawsza i słońce będzie mocniej przytulać nas swoim ciepłem ;) Ogólnie jednak był to całkiem fajny wyjazd i upragniona chwila oddechu od pracy. W drodze powrotnej udało mi się jeszcze złapać kawałek Filadelfii, która jest następnym punktem na liście miejsc do zobaczenia w trakcie pobytu tutaj.
A teraz czas na jedzenie! Nie jest to danie amerykańskie, ale myślę, że bardzo dobrze pasuje do mojego obecnego otoczenia, gdyż oprócz Polaków jest także dużo osób z Tajwanu. Nie udało mi się jeszcze zdobyć oryginalnego tajwańskiego przepisu, jednak gdy tylko namówię kogoś do ugotowania czegoś razem ze mną dla Was, podzielę się niezwłocznie efektem. Póki co zapoznajcie się z moją wariacją na temat makaronu sojowego, który, jak nazwa nie wskazuje, wcale nie jest z soi ;) Możecie go także zastąpić makaronem ryżowym. Sałatka jest bardzo sycąca i pyszna, a dressing z dodatkiem limonki sprawia oraz chrupkie, soczyste warzywa jak ogórek czy rzodkiewka że do tego bardzo dobrze orzeźwia.
Sałatka z makaronem sojowym i łososiem
Składniki:
- 250-300 g fileta z łososia
- 1 papryczka chili
- 1/2 pęczka kolendry
- skórka z 1 i sok z 2 limonek
- 1 łyżka sosu sojowego
- 2 opakowania makaronu sojowego
- 1/2 żółtej papryki
- 1/2 czerwonej papryki
- 3-4 rzodkiewki
- 1/2 ogórka
- 2-3 zielone cebulki
- 1 średnia marchewka
- garść ulubionych kiełków (u mnie miks kiełków rzodkiewki, słonecznika, brokuła, fasoli mung i lucerny)
- 2 łyżki oleju rzepakowego
- po 1 łyżce czarnego i białego sezamu
- sól, pieprz
Łososia opłukujemy pod bieżącą wodą, osuszamy ręcznikiem papierowym, usuwamy ości. Kolendrę i papryczkę chili drobno siekamy, mieszamy ze skórką i połową soku z limonki oraz sosem sojowym, marynatę wykładamy na łososia, zawijamy w folię aluminiową i pieczemy w 180 stopniach przez ok 15 minut lub gotujemy na parze. Makaron przygotowujemy wg instrukcji na opakowaniu. Paprykę kroimy w cienkie paseczki, marchewkę w słupki, rzodkiewki i ogórka w cienkie plasterki. Warzywa mieszamy z makaronem i kiełkami. Olej mieszamy z pozostałym sokiem z limonki, odrobiną soli i pieprzu oraz sezamem. Dressingiem polewamy sałatkę, na wiechu układamy kawałki łososia, posypujemy posiekaną zieloną cebulką.
SMACZNEGO!
Z całym szacunkiem. Ale jak można tracić czas na leżenie na plaży będąc w USA?;D (pomijając ludzi tam mieszkających). Ciesze się, że nie dopisała wam pogoda;pp hehe pozdrawiam!;)
OdpowiedzUsuń