USA odc.3: NYC!/ Sałatka z pieczonego buraka i pomarańczy.
W
minioną środę wybrałam się na krótką wycieczkę do Nowego Jorku. Okazji
było kilka: po pierwsze siostra mojej mamy zawitała tam z wizytą, po
drugie w czwartek miałam wolny dzień i po trzecie - w czwartek miałam
imieniny. Świetny pretekst do wyrwania się do cywilizacji (nie
wspominałam do tej pory, ale mimo tego, że Allentown jest trzecim co do
wielkości miastem w Pensylwanii, do centrum lepiej nie zapuszczać się
samemu; miasto w centrum wygląda jak slumsy, a plotki głoszą, że do
bezpiecznych nie należy). Zaraz po pracy spakowałam więc kilka rzeczy i
godzinę później siedziałam już w autobusie do Nowego Jorku. Zaskakujące
jest jak widok panoramy Manhattanu zapiera mi dech i przyspiesza bicie
serca. Gdy tylko zobaczyłam pierwsze nowojorskie budynki, uśmiech sam
wpełzł na moją twarz. Pech chciał, że w City przywitała mnie przeraźliwa
burza, która raczej uniemożliwiała zobaczenie czegokolwiek nocą.
Udaliśmy się więc od razu na Brooklyn, gdzie mieliśmy nocleg. Cóż, zdjęć
z Brooklkynu nie będzie, ponieważ przed zwiedzaniem NYC następnego dnia
niefortunnie sformatowałam kartę. Kolejny pech, ale później było już
tylko lepiej. Rano z Brooklynu wyruszyliśmy na dolny Manhattan. Tam
mieliśmy zacząć zwiedzanie Miasta, Które Nigdy Nie Śpi. Pierwszy punkt
wycieczki: Liberty Island ze Statuą Wolności.
Na wyspę dostaliśmy się promem, który ma 3 przystanki: pierwszy to Liberty Island, następny to Ellis Island a ostatni to już Battery Park na Manhattanie. Rejs na Liberty Island trwa zaledwie kilka minut. W czasie jego trwania możemy podziwiać panoramę Manhattanu, jest też okazja do zrobienia zdjęć Statuy z odpowiedniej odległości. Uwaga! Na statku strasznie buja, szczególnie w trakcie postoju, więc polecam wsiadać na niego jak najpóźniej ;) Co do samej wizyty na Liberty Island - zobaczenie na żywo pomnika znanego do tej pory tylko ze zdjęć i filmów było dla mnie fajnym przeżyciem. Obchodziłam Statuę dookoła, wciąż nie mogąc uwierzyć gdzie jestem. Zaraz przy zejściu ze statku można odebrać audio przewodnik po wyspie - nie skorzystałam z niego za bardzo, bo pochłonięta byłam robieniem zdjęć, podziwianiem widoków i wystawianiem twarzy na promienie słońca, które łaskawie zaczęły wyłaniać się zza chmur.
Na wyspę dostaliśmy się promem, który ma 3 przystanki: pierwszy to Liberty Island, następny to Ellis Island a ostatni to już Battery Park na Manhattanie. Rejs na Liberty Island trwa zaledwie kilka minut. W czasie jego trwania możemy podziwiać panoramę Manhattanu, jest też okazja do zrobienia zdjęć Statuy z odpowiedniej odległości. Uwaga! Na statku strasznie buja, szczególnie w trakcie postoju, więc polecam wsiadać na niego jak najpóźniej ;) Co do samej wizyty na Liberty Island - zobaczenie na żywo pomnika znanego do tej pory tylko ze zdjęć i filmów było dla mnie fajnym przeżyciem. Obchodziłam Statuę dookoła, wciąż nie mogąc uwierzyć gdzie jestem. Zaraz przy zejściu ze statku można odebrać audio przewodnik po wyspie - nie skorzystałam z niego za bardzo, bo pochłonięta byłam robieniem zdjęć, podziwianiem widoków i wystawianiem twarzy na promienie słońca, które łaskawie zaczęły wyłaniać się zza chmur.
Z
racji dość ograniczonego czasu, zrezygnowaliśmy tym razem z oglądania
okolicy ze Statuy Wolności oraz ze zwiedzania muzeum poświęconemu
emigrantom, których przyjmowano właśnie na Wyspie Ellis. Po powrocie na
stały ląd nasze drogi się rozeszły - moi towarzysze ze względu na
wykupiony New York Pass wyruszyli na podbój nowojorskich muzeów, ja ze
względu na niezwalniający czas postanowiłam tym razem zobaczyć Brooklyn
Bridge, a następnie pospacerować po Manhattanie. Uzbrojona w mapę, z
aparatem w dłoni ruszyłam w kierunku Mostu. O dziwo, drogę do samego
Brooklyn Bridge znalazłam dość szybko, gorzej było z odnalezieniem
schodów na tenże. Po ponad 15 minutach krążenia, łaskawy policjant
wskazał mi drogę i po chwili po raz kolejny uśmiechałam się sama do
siebie oglądając na własne oczy następne, tak bardzo znane mi miejsce.
Widoki z Mostu są naprawdę świetne. Z pewnością nie była to moja
ostatnia wizyta w tym miejscu, następnym razem wybiorę się tam po nocne
zdjęcia :)
Przechodząc
Mostem z Manhattanu znalazłam się na Brooklynie. Moja fantastyczna
orientacja w terenie zmusiła mnie do półgodzinnego spaceru w
poszukiwaniu stacji metra, ale w końcu się udało. Stamtąd pierwotnie
miałam się udać na Times Square i tam spędzić czas do mojego wyjazdu.
Jadąc jednak w kierunku Manhattanu stwierdziłam, że mam wystarczająco
dużo czasu, żeby zobaczyć coś poza Times Square. Zmieniłam więc linię
metra i wysiadłam na skrzyżowaniu 5 Alei z 53 Ulicą z planem zobaczenia
jak największej ilości znanych mi już miejsc. W taki więc sposób
dotarłam na Grand Central Terminal, zaglądnęłam do Katedry Św. Patryka,
po kilku godzinach spacerów klapnęłam na tyłku w Bryant Park, na 5 Alei
wypiłam mrożoną herbatę w Starbucks a na Times Square 'strzeliłam
selfie' z Morganem Freemanem (niestety tylko woskowym ;))
Nowy
Jork jest niesamowity, stwierdzam to po jednym spacerze i boję się
pomyśleć jak bardzo wzrośnie moja fascynacja Miastem przy kolejnych
wizytach. Owszem jest głośno, syreny wyją jedna po drugiej, taksówki
trąbią niemiłosiernie, ale to właśnie chyba to sprawia, że Big Apple
jest tak fascynujące. Następnym razem planuję wjechać na Top of the Rock
i zrobić najlepsze (jak dotąd) zdjęcia w swoim życiu, zjeść lunch w
Central Parku i odwiedzić 9/11 Memorial and Museum. A póki co po
wirtualnym zwiedzaniu zapraszam Was na lekką sałatkę z pieczonego buraka
i pomarańczy. Idealna na upały, fantastyczna po długich spacerach ;)
Sałatka z pieczonych buraków i pomarańczy
Składniki:
- 1 średni burak
- 1 pomarańcza
- 50 g sera typy feta
- garść rukoli
- 1 łyżka miodu
- 1 łyżka octu balsamicznego
- olej rzepakowy
- sól, świeżo zmielony kolorowy pieprz
Buraka dokładnie myjemy, osuszamy, ścinamy dwa końce, smarujemy odrobiną oleju rzepakowego, zawijamy w folię aluminiową i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni do czasu, aż będzie miękki. Następnie obieramy go i kroimy na cieniutkie plasterki. Pomarańczę obieramy, kroimy na plasterki. Na talerzu układamy rukolę, na niej naprzemiennie plasterki buraka i pomarańczy. Całość posypujemy pokruszoną lub pokrojoną w kostkę fetą. Miód mieszamy z łyżką oleju rzepakowego, polewamy sałatkę razem z octem balsamicznym. Całość oprószamy odrobiną soli i pieprzu.
SMACZNEGO!
Ja też chcę do NY! Bardzo Ci zazdroszczę tej wyprawy do Stanów, też chciałabym kiedyś odwiedzić ten fascynujący kraj, a Twoje zdjęcia tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto. Niemniej jednak na razie muszę zadowolić się sałatką i marzeniami o podróży do USA.
OdpowiedzUsuń