Polędwiczki wikingów ;) Finał konkursu Electrolux SuperChef.
Nasze stanowiska pracy. fot. Electrolux |
W sobotę 22 czerwca, w warszawskiej Królikarni, w trakcie trwania Good Food Fest, odbył się finał konkursu Electrolux SuperChef, w którym miałam zaszczyt wziąć udział jako finalistka :) Temat zadania finałowego brzmiał 'Scandinavian Design - danie główne inspirowane stylem skandynawskim', a interpretacja zadania była dowolna, w związku z czym nie wiedziałam, czy iść w kierunku kuchni skandynawskiej, czy tylko dekoracją dania zbliżyć się do stylu skandynawskiego - naturalnego, nieskomplikowanego, czystego.
Wyczarowuję magiczny sos :) fot. Electrolux |
Wraz z tematem zadania, ja i dziewczyny z blogów Czosnek w pomidorach oraz Bake&Taste otrzymałyśmy listę dostępnych składników, z których miałyśmy wybrać te, które będą nam potrzebne do ugotowania finałowego dania. Mogłyśmy także podać 3 produkty spoza listy. Studiowałam ją bardzo dokładnie, nie mogąc podjąć decyzji co ugotować. Zagłębianie się w kuchnię skandynawską i jej podstawowe składniki zajęło mi długie godziny. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, był łosoś, ale wydawał mi się zbyt oczywisty. Mimo to, zestawiałam rybę z różnymi składnikami, żeby danie było super smaczne, ale też i efektowne. Pomysłów miałam mnóstwo, ale żaden nie wydawał mi się wystarczająco dobry. Ostatecznie postawiłam na... polędwiczkę wieprzową. Do tego wymyśliłam sobie sos truskawkowo-malinowy z czerwonym winem i klasyczne puree ziemniaczane doprawione gałką muszkatołową. Stres rósł z każdą godziną przybliżającą mnie do finału. W sobotę obudziłam się wcześnie rano, bo zdenerwowanie nie dawało mi spać. Z tego pośpiechu na miejscu finału pojawiłam się sporo przed czasem, a z nerwów chciało mi się płakać (musicie wiedzieć, że jestem bardzo nerwową osobą, wszelki stres lub zdenerwowanie objawiają się u mnie świeczkami w oczach w ułamkach sekundy).
Kuba Korczak podpytuje co będę gotować :) fot. Electrolux |
Tworzę ;) fot. Electrolux |
Zapoznałam się ze swoim stanowiskiem pracy i Konkurentkami :) Byłam bardzo ciekawa co ugotują i mina mi zrzedła kiedy okazało się, że obie postawiły na łososia. No tak, klasyka zawsze sprawdza się najlepiej. Wtedy zaczęłam myśleć, że z daniami Dziewczyn nie mam szans. No ale trudno, decyzja została podjęta, składniki czekały na mnie w lodówce, nie mogłam teraz zmienić zdania... Stresowała mnie myśl, że będziemy gotować 'na żywo', nie tylko przed Jury, ale także przed uczestnikami Good Food Fest, którzy mogli nas oglądać w trakcie pracy, a następnie także ocenić jej efekty. Nikt nigdy nie patrzył mi na ręce w trakcie gotowania i nie przyznawał mi za to żadnych not. Dodatkowo poprzeczkę podnosiły polowe warunki, mała ilość naczyń, brak dostępu do bieżącej wody. Ręce trzęsły mi się coraz bardziej. O 14 ruszyłyśmy z gotowaniem. Miałyśmy jedną godzinę na przygotowania dania i wyserwowanie trzech porcji dla Jurorów. W międzyczasie byłyśmy pytane o to co powstanie i dlaczego właśnie to. Wymyślono nazwy naszych dań i moje zostało nazwane polędwiczkami wikingów. Przy prezentacji swojego dania opowiedziałam nieco o sosie: ma być na cukrze karmelizowanym z sokiem pomarańczowym, do tego maliny, truskawki, czerwone wino i skórka z pomarańczy. Od jednego z Jurorów usłyszałam, że te pomarańcze to takie mało Skandynawskie. Zamarłam. Serce mi stanęło i poczułam, że teraz moje szanse są równe zeru, ale zaraz potem pomyślałam: "Poczekaj no tylko, ja Ci pokażę jaki będzie świetny!" ;) Już chwilę później usłyszałam, że mój sos ma niesamowity kolor i zapach i Juror jest ciekawy jego smaku. Minuty mijały, trzeba było się uwijać. Kiedy zostało 7 minut do końca, przeraziłam się - musiałam jeszcze zmiksować ziemniaki i wyserwować dania, chyba nie zdążę! Dałam sobie wtedy w myślach mobilizującego kuksańca w bok i przyspieszyłam. Danie było gotowe dosłownie kilka sekund przed końcem. Czas na podanie. Stałam przed Jury jak wmurowana w trawnik, zaschło mi w ustach, a zostałam poproszona o dokładne przedstawienie dania Jurorom i widzom.
Czas na serwowanie dań... fot. Electrolux |
Chwila dla reportera ;) fot. Electrolux |
Moje danie konkursowe. fot. Electrolux |
Drżącym głosem opowiedziałam co znajduje się na talerzu a następnie sparaliżowana czekałam na reakcję jurorskich kubków smakowych. Nie potrzebujecie chyba tłumaczenia, której opinii byłam najciekawsza - pytałam się w myślach 'No i jak ten sos?'. Mina pana Krzysztofa Żurka szybko zdradziła, że sos mu bardzo smakuje, najpierw przez jego twarz przeszedł cień zdziwienia a zaraz potem wymalował się na niej delikatny uśmiech. Poczułam lekką ulgę. Po spróbowaniu naszych dań Jury oddaliło się na naradę, a talerze wirowały wśród publiczności, z której dochodziły do nas dźwięki zachwytów i zadowolenia :) Odpowiadałyśmy na pytania o użyte składniki i receptury na dania. Stres powoli odchodził, ale tylko na chwilę.
Obrady Jury. fot. Electrolux |
Gdy wrócili do nas Jurorzy, po raz kolejny poczułam, że nogi się pode mną uginają, serce wali jak oszalałe, ręce się pocą, a w oczach zbierają się łzy. Ewa Ehmke zaczęła ogłaszanie werdyktu od trzeciego miejsca. Przypadło ono Kasi za łososia na gotowanych na parze rzodkiewkach z sosem truskawkowo-balsamicznym i puree z kalafiora z serkiem kozim. Napięcie urosło do gigantycznych rozmiarów. Na moich ustach był
Trochę płaczę ;) fot. Electrolux |
uśmiech, ale w środku byłam sparaliżowana. Drugie miejsce. Chwila ciszy. Ania, za łososia pieczonego w niskiej temperaturze, podanego z ryżem i odrobiną puree ziemniaczano-selerowego, kawiorem i sosem borówkowym (?). Zamarłam, to by oznaczało, że... WYGRAŁAM?! Nie wierzę. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, nerwy zaczęły puszczać, popłynęły łzy. Nie wiedziałam, czy to ze szczęścia, czy ze stresu, ale było mi trochę wstyd, że odstawiam taką szopkę ;) Odebrałam swój dyplom, uścisnęłam dłoń z Jurorami, zapozowaliśmy do wspólnego zdjęcia pamiątkowego. Gdy Kuba Korczak w kilku zdaniach uzasadniał wybór Jury, wpatrywałam się w swój dyplom i potrząsałam głową z niedowierzaniem. Chwilę później zadzwoniłam do mamy, żeby podzielić się z nią swoim osiągnięciem. Oj, ucieszyła się bardzo! :) (choć moje bębenki niekoniecznie ;) ). Gdy wsiadłam do tramwaju, wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło i chyba do dziś jeszcze to do mnie do końca nie dotarło. Muszę przyznać, że ta wygrana niezmiernie mnie dowartościowała, dodała wiary w moje umiejętności i połechtała mile moje kulinarne ego ;) Każdemu życzę takiej przygody, bo było to niezwykłe doświadczenie :) To co najbardziej mi się podobało, to brak odczuwalnej rywalizacji i zaciętej walki, za to wzajemna pomoc i przyjazne nastawienie. Dziewczyny, jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za spotkanie, wspólne gotowanie i gratuluję zarówno sobie , jak i Wam, udziału w finale! :)
Pamiątkowe zdjęcie :) fot. Electrolux |
A zainteresowanych moim finałowym daniem, zapraszam do poniższego przepisu :)
Pieczona polędwiczka z sosem truskawkowo-malinowo-winnym
Składniki (4 porcje):
- ok 800 g polędwicy wieprzowej
- 2-3 łyżka masła
- 1 łyżka oleju rzepakowego
- sól morska
- świeżo mielony kolorowy pieprz
- ziemniaki
- 1 spora łyżka kwaśnej śmietany 18%
- 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 200 g truskawek
- 200 g malin
- 1 duża pomarańcza
- ok. 120 g cukru
- 150 ml czerwonego wytrawnego wina
- 1/2 łyżeczki cynamonu
Sposób przygotowania:
Ziemniaki obrać, opłukać, zalać wodą, posolić i wstawić na średni ogień palnika. Polędwicę opłukać, oczyścić z błon, osuszyć ręcznikiem papierowym. Następnie oprószyć z każdej strony solą i pieprzem. Piekarnik rozgrzać do 200 stopni. Na rozgrzanej patelni roztopić masło, dodać olej rzepakowy, a następnie obsmażyć polędwiczkę ze wszystkich stron, do czasu aż się zrumieni. Mięso przełożyć do naczynia żaroodpornego, przykryć folią i piec w piekarniku przez 15 minut. Przed rozkrojeniem należy dać jej 'odpocząć' ok. 5 minut.
Pomarańczę opłukać, zetrzeć skórkę. Do rondelka wsypać cukrem, zalać sokiem z pomarańczy (na początku dałam sok z połówki, później wycisnęłam jeszcze troszkę soku z drugiej) i lekko skarmelizować. Dodać opłukane owoce (truskawki oczywiście bez szypułek ;) ), smażyć kilka minut, dodać wino i skórkę z pomarańczy (zostawiając kilka pomarańczowych wąsów do dekoracji). Po kilku minutach sos zmiksować, lekko zredukować (choć pektyny zawarte w malinach szybko zagęszczą sos), doprawić cynamonem.
Ugotowane ziemniaki odcedzić, dodać śmietanę, 1-2 łyżki masła (w zależności od ilości ziemniaków), zmiksować blenderem lub stłuc tłuczkiem do ziemniaków, doprawić gałką muszkatołową. Na talerze wykładać puree, na nim plastry pieczonej polędwicy, wszystko polać sosem owocowym. Udekorować truskawką lub maliną, skórką pomarańczową i listkami mięty. Przed podaniem można także oprószyć danie grubo mielonym pieprzem.
SMACZNEGO!
Potrawa wygląda niesamowicie! :) Gratuluję zasłużonej wygranej ;)
OdpowiedzUsuńMam małe pytanie odnośnie tych pięknych zdjęć - jakiego obiektywu używasz do uzyskania tak idealnie jasnych, ostrych i ociekających smakiem zdjęć?:>
Dziękuję Agnieszko! :)
UsuńCo do obiektywu, wciąż i niezmiennie korzystam tylko z 1 - Nikkor 50 mm, f/1.8 :)
Pozdrawiam!
Całkowicie zasłużona wygrana, a danie wygląda przepysznie! Uwielbiam ludzi z pasją jak Ty, widać, że wszystko wykonujesz z jak największą precyzją. Rozwijaj się w tym co kochasz robić:) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za tak ciepłe i miłe słowa! :)
UsuńPozdrawiam i przesyłam uśmiechy!