Kremowa kaszka manna z mango w syropie brzoskwiniowym. | KONKURS! :)

14:33 Kinga ⚬ Yummy Lifestyle 15 Comments

Dzisiejsza notka wciąż pozostaje w temacie wspomnień z dzieciństwa. Nie wiem jak Wy, ale od wielu lat niezmiernie uwielbiam 'kupną' delikatną kaszkę mannę. Jest idealna na śniadanie czy lekką kolację, a nawet na podwieczorek. Polana słodkim sokiem lub z dodatkiem ulubionej konfitury smakuje wybornie. Postanowiłam przygotować podobną w domu. Przecież taka kremowa kaszka manna nie może być wyczynem ekstremalnym ;) Minęło jednak troszkę czasu zanim udało mi się ustalić odpowiednie proporcje. Ale udało się. W efekcie w ciągu kilku minut można przygotować kremową kaszkę o idealnej konsystencji, intensywnie waniliową i po prostu pyszną. Żeby dodać jej nutki nowości i nie zjadać jej z konfiturą wiśniową czy dżemem truskawkowym, kaszkę zaserwowałam z dojrzałym mango skąpanym w syropie brzoskwiniowym Paola. Dziś, z okazji Dnia Kobiet, zafunduję sobie odrobinę rozpusty i przygotuję ją na kolację ;) A wszystkim Paniom, odwiedzającym Yummy Lifestyle życzę częstego uśmiechu na twarzy i samych słonecznych dni! :)))


Kremowa kaszka manna z mango w syropie brzoskwiniowym
Składniki (na 2 porcje):
  • 1,5 szklanki mleka 3,2%
  • 0,5 szklanki śmietanki 30%
  • 0,5 laski wanilii
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • 2,5-3 łyżek kaszy manny
  • 1 dojrzałe mango
  • kilka łyżek syropu brzoskwiniowego Paola

Sposób przygotowania:
Mleko wymieszać ze śmietanką. Odlać pół szklanki mikstury, resztę podgrzać z przekrojoną wzdłuż wanilią. Kaszkę i cukier wymieszać z odstawionym mlekiem, a następnie dodać do gotującego się mleka waniliowego (po uprzednim 'wyłowieniu' laski wanilii ;) ). Stale mieszając gotować na niewielkim ogniu przez kilka minut. Podawać z mango pokrojonym w niewielką kostkę wymieszanym z syropem brzoskwiniowym.

SMACZNEGO!


Uwaga! Ogłaszam KONKURS! :))) 
Ostatnie dwa wpisy, jak pewnie zauważyliście, dotyczyły kulinarnych wspomnień z dzieciństwa. I mimo, że już niedawno był podobny konkurs, to właśnie takich wspomnień dotyczyć będzie konkursowe zadanie, ze względu na to, że marka syropów Paola nawiązuje do rodzinnego ciepła :)
A oto zasady:
1. Konkurs trwa od dziś do niedzieli 17.03 (do godz. 23:59)
2. Zadanie konkursowe polega na odpowiedzi na pytanie: "Który smak syropów Paola przypomina Wam dzieciństwo i dlaczego". Mile widziane niekonwencjonalne podejście do tematu :)
3. Odpowiedzi należy umieszczać w komentarzu pod notką, zostawiając także adres e-mail. Komentarze bez kontaktu e-mailowego nie będą brane pod uwagę w konkursie.
4. Organizatorem konkursu jest Yummy Lifestyle, a sponsorem nagród marka Paola.
5. Zwycięzcy będą wybrani na podstawie subiektywnej oceny wszystkich zgłoszeń.
6. Nagrodami w konkursie są:
I miejsce: książka Sigrid Verbert "Smakowite prezenty" + zestaw 2 syropów Paola
II miejsce: książka Carli Barda "Czekolada. 140 pysznych przepisów" + zestaw 2 syropów Paola
III miejsce: książka Nigela Slatera "Tost. Historia chłopięcego głodu" + zestaw 2 syropów Paola
+ dla 3 wyróżnionych osób zestawy 2 syropów Paola.
7. Zwycięzców wybiorę w ciągu 3 dni od zakończenia konkursu czyli do środy, 20.03, skontaktuję się z Nimi osobiście za pomocą maila. Na dane do wysyłki będę czekać przez kolejne 4 dni, czyli najpóźniej do 24.03.
8. Dane adresowe zostaną przekazane do Biura Prasowego Sponsora, które będzie się zajmować wysyłką nagród. 
9. W razie niejasności proszę o wysyłanie pytań na adres e-mail : konkurs.yummylifestyle@gmail.com

15 komentarzy :

  1. Syropem, który smakiem przypomina mi dzieciństwo, jest zdecydowanie malinowy.
    W dzieciństwie byłam bardzo chorowita - nie przesadzając, byłam zdrowa tydzień, by kolejne dwa leżeć w łóżku z gorączką. Nie tylko moi rodzice, ale i dalsi krewni starali się, prócz antybiotyków, którymi faszerowali mnie lekarze, wspomagać naturalnie mój organizm. Moja Mama za doskonałe remedium na przeziębienia uznawała syrop malinowy, który dodawała mi do herbaty z cytryną. Z perspektywy czasu sądzę, że nie tyle wierzyła w szczególnie uzdrawiające właściwości tego syropu, co chciała nieco umilić mi tę katorgę, jaką stanowiły wszystkie te zapalenia oskrzeli, grypy i inne świństwa, jakie miałam nieprzyjemność wielokrotnie przechodzić.
    Kiedy nie piłam mojej ulubionej herbaty z syropem malinowym, z wielką przyjemnością rozcieńczałam go z wodą lub polewałam nim moje dwa ulubione dziecięce desery - kaszę manną i budyń. Przyznam też po cichu, że często piłam ten syrop także sam, po odrobinie, żeby nikt się nie zorientował. ;)
    Muszę przyznać, że choć niewiele potraw, produktów, kojarzy mi się z konkretnymi wydarzeniami albo okresami w życiu, tak syrop malinowy zawsze kojarzył mi się z dziecięcymi latami, kiedy ktoś próbował mi pomóc, ulżyć, sprawić, by na wymęczonej twarzy znowu zagościł uśmiech. Gdyby jednak było to jedyne skojarzenie, pewnie nie byłoby cudownie optymistycznie. Pamiętam jednak siebie, siedzącą na tarasie w ogrodzie, popijająca wodę z syropem, pamiętam siebie, oglądającą bajki lub czytającą z zafascynowaniem baśnie, a potem nawet Harry'ego Pottera, jednocześnie mącąc łyżeczką w mannie polanej syropem. I lubię te wspomnienia. To część mnie. I choć syrop jest syropem, to ważny detal - i definitywnie ma swoją rolę.

    whiness@o2.pl

    PS: kasza manna ze śmietanką? to żeś mi narobiła smaka!

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie dzieciństwo ma dwa smaki a nawet 3 ;), pierwszy to malina z lipą. Pamiętam domowy malinowy sok który robiła zawsze moja babcia i pamiętam zbieranie kwiatów lipy, które później cudownie pachniały jako herbatka. Wspomnienie papierowego woreczka w którym ukryte były właśnie zasuszone kwiaty. Ten smak do dziś przypomina mi dzieciństwo. A drugi smak syropu to wiśnia - dokoła domu mojej babci rosło pełno wiśni, jedna nawet stukała o dach gdy padał deszcz czy wiał silny wiatr. Zawsze w wakacje jeździliśmy do babci rwać wiśnie, później zawsze koniecznie babcia robiła górę pierogów z wiśniami - mniam! Oczywiście polanych pyszną wiejską śmietanką. Resztę wiśni babcia wkładała do słoików i zasypywała cukrem. Później robił się z tego pyszny syrop, który uwielbiałam pić rozcieńczony gorącą wodą. Pewnego roku babci zabrakło trochę wiśni i słoik nie był pełen więc dokroiła cząstki jabłek i włożyła razem do słoika. Podczas ferii zimowych wertując babci spiżarnię znalazłam ten wiśniowo-jabłkowy słoik. Otworzyłam i posmakowałam czegoś obłędnie pysznego!!! Do tej pory mam ten smak na języku, nasączone wiśniowym sokiem jabłka smakowały bosko! Coś niesamowitego ile smaku może mieścić się w tak prostym połączeniu :). Wiśnie i jabłonie niestety zostały wycięte, babcia już też nie ma sił na robienie przetworów ale to wspomnienie jest ze mną do dziś. Mała dziewczynka zajadająca się czerwonymi, słodkimi jabłkami, trzeszczący gdzieś w tle piecyk palony węglem i drewnem. Gorąca herbata, babcine druty i kłębki włóczek. Magia...
    zauberi@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    gdy myślę o jakimkolwiek syropie, to w moim domu zawsze, odkąd pamiętam, na kredensie koło czajnika stał ten o smaku malinowym. Od najmłodszych lat w zabawach w szpital czy rodzinę robił nam za krew, kolejno pływała w nim kasza manna, tak, pływała, było jej zdecydowanie mniej niż pysznego syropu!
    Po powrocie z jazdy na saneczkach i lepieniu bałwana nigdy nie obyło się bez gorącej herbaty z cytryną i tymże syropem.
    Moje dzieciństwo wciąż trwa... syrop wciąż stoi w tym samym miejscu, ale teraz używam go do pancakesów, do ciast, do innych wyszukanych herbat, do owsianki itd.
    Magia purpurowego roztworu i mój sentyment nigdy nie zniknie :)

    Pozdrawiam,
    [muffinka.]

    wer10@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspomnienia z dzieciństwa zawsze przypominają mi smak malin, syropu, który ukradkiem piliśmy z bratem, by mama nie zauważyła :) Uwielbiałam ten smak, słodycz, która najlepiej smakowała gęsta :) Pamiętam jak uwielbiałam podpatrywać mamę w kuchni - jej pasja do gotowania była (i jest!) niesamowita. Swoje pierwsze "ciasta" i "potrawy" robiłam w ukryciu, bo nie wiadomo dlaczego nie chciałam się przyznać, że tak bardzo mnie to kręci. Może dlatego, że mam starszego brata, który kompletnie nie interesował się kuchnią i pewnie wychodziłam z założenia, że to straszny obciach się przyznać ;). Kiedyś zrobiłam mamie kawał - wyrabiała ciasto na pierogi, strasznie mi się podobało jak robiła "dołek" w mące i wbijała jajka. Wyrobiła ciasto i na chwilę wyszła do łazienki. Chciałam spróbować jak to jest, więc zrobiłam dołek w wyrobionym cieście i zalałam go sokiem malinowym. Ależ mama się wściekła! :) Wszystko się kleiło i nadawało się do wyrzucenia :D Ale przynajmniej mama odkryła, że jednak gotowanie mnie interesuje :) Początkowa złość szybko została zastąpiona dumą ;)

    marikac1@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Wisnie i ich nieziemski, ciezki, ulepkowato-cierpki zapach przynosza mi zawsze wspomnienie produkcji domowego soku wisniowego, kiedy bylam mala dziewczynka.
    Wisnie, ooo cale wiadro wisni, przyjezdzaly z rodzinnej wiochy mojej mamy zeby rozpanoszyc sie w calym naszym blokowiskowym mieszkaniu. Wisnie staly w kuchni, kapaly sie w wannie, pietrzyly pelnymi sloikami w przedpokoju..
    Caly proces produkcji byl fascynujacy dla malej dziewczynki ale najwieksza niesamowitoscia, wynalazkiem z innego swiata, sredniowieczna maszyna tortur i tajemnica nieogarnieta byla ona - wielka, metalowa, zgola przedpotopowa... DRYLOWNICA do wisni :) Wisnie drylowalo sie w niej pojedynczo i trwalo to calymi godzinami a krwawa wisniowa posoka lala sie wokol strumieniami. Moglam przygladac sie temu cale wieki a czasem i mnie pozwolono pozbyc sie jakiejs pesteczki :)

    Kocham zapach wisni

    Ech... :)

    POZDRAWIAM
    adombeck@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze mówiąc.. jako dziecko nigdy nie lubiłam syropów owocowych. W kwestii napojów, wybór był prosty, zawsze, tylko i wyłącznie woda, najlepiej lekko ciepła, przegotowana z czajnika! Tak, cała rodzina się na to krzywiła. Za to mój brat był pożeraczem wszelakich syropów, nienawidził samej wody i dolewał do niej co tylko się dało. Miał największą frajdę dolewając kilku soków na raz, malinowy, miętowy, kiwi.. nie wyglądało to zbyt apetycznie i niestety mi zawsze przypadał zaszczyt zgadywania czego tym razem tam dolał! Brr.. trauma:D Kiedy dopadała mnie grypa, nie miałam już wyboru, herbata z miodem i sokiem malionowym obowiązkowo, broniłam się rękami i nogami, mama była zmuszona wlewać mi to na siłę do gardła.. Ale fakt, zawsze pomagało..
    Paradoks polega na tym, że jako dorosła osoba.. nie umiem żyć bez takich syropów. Sok malinowy czy wiśniowy dodaje do wszystkiego.. herbaty, wody, lodów, jogurtu, dosłownie do czego tylko się da! Pycha! Ostatnio razem z babcią odkryłam niebiański smak wody gazowanej z sokiem kiwi i limonką.. mm. Proste a przepyszne, hmm.. chyba będę kończyć i pójdę sobie sprawić taki trunek!
    Podsumowując, zmądrzałam i 'na starość' nadrabiam te stracone lata bez syropów!

    Miłej niedzieli! ;)
    kasiawawszczak@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Wygląda to genialnie! Na pewno to spróbuje zrobić, szczególnie po dzisiejszym nieudanym deserze na zimno.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zobaczyłam ten konkurs to nie miałam wyjścia, muszę się tu wypowiedzieć! ;) Teraz już dorosła, kochająca gotować, lubię wracać myślami do 'początków'. Czyli do ogromnej kuchni mojej babci w starej kamienicy! Ah co to były za czasy. To tam z moją kochaną babcią upiekłam pierwszy placek, który do dziś nie wiem dlaczego nazywa się w moim domu węgierskim. Mimo, że dom babci nie był na drugim końcu Polski i widywałam się z nią dość często (teraz nawet częściej! ;) ) to każda wizyta u niej była odkrywaniem. Były duże pokoje, długie i wysokie (a może to tylko dziecięca perspektywa?), łazienka, w której zawsze na Gwiazdkę pływały karpie i bawiliśmy się z nimi z kuzynem. Był też pokój dziadka, w którym trzymał swój przedwojenny rower i z namaszczeniem o niego dbał. Ale najwspanialsze przygody przeżywało się w kuchni. Była jasna, z dużym starym piecem i co najważniejsze ze spiżarnią, którą tak bardzo chciałabym kiedyś mieć! :) I to stąd pochodzą moje najlepsze kulinarne wspomnienia z dzieciństwa! Bo oprócz tego, że mogłam z babcią piec i gotować, szperać i chować się w spiżarni, to tylko u babci piłam napój przygotowany z syropu... Dziś gdy wybieram dżem, syrop czy jogurt, jednym z kryterium wyboru jest kolor :P musi być czerwony. Czyli w grę wchodzą takie smak jak wiśnia, truskawka czy malina. Natomiast jak byłam mała to u babci był syrop BRZOSKWINIOWY! To zdecydowanie jest smak mojego dzieciństwa, tych momentów kiedy rodziła się moja miłość to spędzania czasu w kuchni. Do teraz ten smak pamiętam a co lepsze, babcia nadal zaopatruje się w syrop brzoskwiniowy i gdy tylko jest okazja przenoszę się w tamte czasy za pomocą kubka z chłodnym i orzeźwiającym napojem... W tej chwili rozmarzona dziękuję organizatorom konkursu, że dzięki nim zamknęłam oczy i z uśmiechem na twarzy przewijam w pamięci dawne sytuacje. Czy jest coś piękniejszego niż wspomnienia? Dobrze, że umysł dba o nasze dobre samopoczucie zatrzymując to co dobre w naszej pamięci! :) syrop brzoskwiniowy zawsze spoko, zachowuje w sobie to co najlepsze, od smaku po wspomnienia! :)
    Pozdrawiam gorąco,
    Kasia
    kasia_zeta@hotmail.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Łał! Ostatnio zajadamy się we trzy z córeczkami kaszą manną, ale takiej nioe robiłam i chetnie bym zjadła :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Syrop wiśniowy to zdecydowanie smak mojego dzieciństwa. Pamiętam, jak chodziłam do przedszkola i zazwyczaj na śniadanie serwowany był grysik z syropem, którego większość dzieci nie znosiła. Ale nie ja :) przy moim stoliku zazwyczaj nikt go nie jadł, a moje poranne śniadanie z jednej miski przeradzało się w kilka porcji: moją i innych dzieci, które chciały się 'pozbyć' kłopotu :)

    pozdrawiam! :)
    olgaa91@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdecydowanie smak malinowy.. :) Jako dziecko, w czasie wakacji, wraz z czwórką mojego rodzeństwa i całą ekipą znajomych biegaliśmy od rana do wieczora po okolicach naszej małej, aczkolwiek pięknej wioski :) Naszym zabawom, wygłupom nie było końca.. To były czasy, kiedy nie było chwili na to, żeby jeść, odpocząć, usiąść przed telewizorem czy komputerem. Całe dnie spędzaliśmy na świeżym powietrzu, słońce grzało niemiłosiernie.. i właśnie wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, jak bardzo chce nam się pić! :) Nasza mama- niezawodna, zawsze miała przygotowaną dla nas wodę, właśnie z sokiem malinowym :) Najlepszy 'ugaszacz' spragnionych dzieci! :D Nie była to bardzo słodka mieszanka, wręcz przeciwnie.. odrobina soku malinowego i dużo wody :)Ale jak nam smakowało! :)
    Zaś kiedy pogoda nie dopisywała, mama często gotowała pyszny waniliowy budyń, który oblewaliśmy sokiem malinowym :) Wspaniały smak przywołujący niezwykłe wspomnienia.. :)
    Chętnie wróciłabym do tych wspomnień.. :)
    Pozdrawiam :)

    a_g1990@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Pomarańczowy!

    Jako dziecko wychowane na gazowanej Nałęczowiance w szklanych ciemnych butelkach, wymienianych w sklepie na nowe:) i w domu, w którym nie było tradycji robienia kompotu - Rodzice byli niejako "zmuszeni" do wpojenia mi zasady, aby nie pić gazowanych śmieciowych napojów, których w latach '90 - chociaż było stosunkowo niewiele - to jednak kusiły w każdym osiedlowym sklepiku.

    Do dzisiaj pamiętam szafkę obok lodówki, na której obok wody mineralnej zawsze stała totalnie obklejona słodkim syropem butelka:) Wtedy nikt nie znał jeszcze tzw. korków niekapków;) Owszem, syropy malinowe i wiśniowe były najbardziej znane i powszechne, tradycyjne, często kupowane, bo wypijało się ich niemało. Jednak dla mnie wtedy największą furorę robił smak pomarańczowy! No bo jak to? Egzotyczny owoc, dostępny w zasadzie jedynie w okresie zimowym, zamknięty w butelce dostępnej cały rok?! Nalewało się sok na dno szklanki, wypełniało gazowaną wodą mineralną i słodki - acz nie przesadnie! - napój był gotowy! Popijałam nim każdy obiad:)

    Pozdrawiam;)

    kalvai.agata@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzieciństwo u mnie nie tak dawno było,
    Choć definitywnie się już skończyło,
    Jaki więc smak w mej pamięci mam?
    Malina to zdecydowanie to co znam,
    To jest to do czego wracam każdego wieczora,
    Gdyż wystarczy tylko gazowana woda i syrop Paola,
    Na słodkie maliny trzeba czekać aż do lata,
    a w zimę wystarczy pyszny syrop i do niego herbata.
    Więc po co czekać cały rok na słodkości?
    Skoro można mieć Paolę i już po złości.

    :) Pozdrawiam
    riana@wp.pl











    OdpowiedzUsuń
  14. Najbardziej smak syropów Paola przypomina mnie dzieciństwo syrop malinowy, ponieważ jest to powrót do rodzinnego domu, do wspomnień, do natury.
    Dom, w którym się urodziłam stoi przy lesie, odgradza go tylko droga, jako dzieci często chodziliśmy na maliny, jagody, grzyby. Nie trzeba było daleko iść tylko przez drogę do lasu 20m i były malinki. pamiętam jak mieliśmy takie małe kanki(naczynia)uwiązane paskiem do pasa i rwaliśmy maliny. Ciężko było uzbierać całą kaneczkę, bo zamiast do naczynia, to nosiło się do buzi i zjadało, a przy tym buzia też była umorusana.Przeważnie chodziłam z rodzeństwem, więc zawsze się więcej do domu przyniosło, a mama z tego robiła przetwory na zimę, więc w spiżarce zawsze były między innymi soki i syropy np. z malin, jagód.
    Jak nam mama ugotowała pyszną kaszkę mannę polaną syropem malinowym to się zajadaliśmy, aż uszy nam się trzęsły.
    Marysia
    marysiag53@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Smaki Paola o dzieciństwie wciąż przypominają, bo tylko naturę w słych butelkach zamykają.
    Brzoskwinia jest dobra, wiśnia tak samo, o żurawinie czy truskawce dyskutować, to mało.
    Czarna porzeczka zdrowa jest niesamowicie a malinę kocham ponad życie.
    Ale ...

    Gdy byłam jeszcze dzieckiem, co roku czekałam na długie wyprawy z babcią za rękę, do lasów za wsią, w której mieszkała. Szłyśmy kilka dobrych kilometrów. Babcia z wielkim koszem wiklinowym, łatanym wciąż gęsto, ja truptając ochoczo obok z naręczem polnych kwiatów zbieranych po drodze. Gdy na horyzoncie zaczynała majaczyć lipowa aleja, oszałamiająca niemal aromatem kwiatów i zagłuszająca rojami pszczół, moje serce zawsze zaczynało szybciej bić. Przebierałam tymi małymi nóżkami jeszcze mocniej, żeby szybko skręcić, już prawie biegiem, w drugi dukt na prawo...
    Tam, kilka metrów od słabo uczęszczanej drogi w stronę leśnej osady, w głębokim rowie, rosły niebotycznie wielkie krzaki malin, pozostałe po jakiś czas temu, usuniętej uprawie. Kujące, poprzetykane leszczynowymi witkami, ukrywały w sobie prawdziwe złoto - przepyszne owoce!
    Zbierałyśmy je do samego południa, babcia szybko i sprawnie, ja pół na pół z upaćkanymi coraz bardziej ustami. Nie patrzyło się na ewentualne robalki ;), nie zwracało uwagi na "porysowane" kolcami ręce, a radość graniczyła z nirwaną do tego stopnia, że...

    Gdy zobaczyłam na sklepowej półce malinę z lipą zmieszane
    wiedziałam już, że Pola, dała mi dzieciństwa danie.
    Kiedyś zbierane po lasach czy ogrodach pyszne owoce
    mogłam pić teraz z butelki przez dnie całe i noce.

    Bałam się co prawda, czy chemia smaku nie zepsuje
    ale zauważyłam już przy pierwszym łyku, że natura tu króluje.
    Do wody, herbaty czy na kopę kaszki
    teraz dzięki Paoli mam w domu niebiańskie igraszki.

    Połączenie to jest bowiem przesmaczne. Zdrowe, pełne dziecięcych smaków i w najlepszym zmieszaniu, podbiło moje, i nie tylko podniebienie. Właśnie ten smak jest moim ulubionym bo...jest jak namacalna historia mojego dzieciństwa, która mogła odrodzić się właśnie dzięki Paoli i Jej Malinie z lipą :)

    Pozdrawiam
    Gośka

    malgorzata.zuczek@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Daj znać co myślisz!