Tartaletki czekoladowe z karmelem i solą.
Czekolada w okresie jesienno-zimowym jest jednym z tych składników, które niezwykle dobrze sprawdzają się jako polepszacze humoru. Na moim blogu występowała już w tak niezliczonej ilości form: ciast, muffinów, czekolady pitnej... Ale jeszcze nie było jej w tartaletkach ;) Jakiś czas temu przez diabelną stronę Pinterest.com (diabelną dlatego, że piękne zdjęcia, które tam znajduję przykuwają mnie do komputera niejednokrotnie na kilka godzin!) trafiłam na czekoladowe tartaletki z karmelem i solą morską. Przyznam szczerze, że znany z zagranicznych przepisów 'salted caramel' wzbudzał we mnie niemałe zainteresowanie. Połączenie karmelu z solą wydawało mi się niezwykłe i dość... egzotyczne ;) Nigdy bowiem do tej pory nie jadłam takiej kombinacji. Do czasu...
W ubiegłym tygodniu bowiem, do czekoladziarni, w której obecnie pracuję, dowieziono nam nową czekoladkę - karmelową z solą morską. Oczy mi się zaświeciły na jej widok, bo bardzo chciałam sprawdzić jak smakuje takie połączenie, ale brakowało mi odwagi, żeby dokonać tego w domu ;) Pralinkę obejrzałam z każdej strony, powąchałam i pomyślałam - to będzie dobre. Nie pomyliłam się. Smak soli nie dominował, a tego obawiałam się chyba najbardziej. Karmel nie był płynny, ani twardawy, za to miękki i delikatny. Połączenie idealne....
Zainspirowało mnie to do wypróbowania przepisu na tartaletki znalezionego w Sweet Paul Magazine (który swoją drogą jest iście cudownym wydawnictwem!). Spód przyrządziłam wg sprawdzonego już przeze mnie przepisu na kruche tartaletki, tym razem jednak z dodatkiem gorzkiego kakao i syropu czekoladowego. Karmel i czekoladę przygotowałam inspirując się recepturą podaną w Sweet Paul Magazine, choć niewątpliwie należy zmniejszyć proporcje na czekoladę, bo wyszło jej tyle, że udało mi się z niej przygotować dwie porcje gorącej czekolady z chilli ;) Syrop kukurydziany podany w oryginalnej wersji zastąpiłam miodem. Tartaletki wyszły pyszne, tak jak się tego spodziewałam. Razem z koleżanką stałyśmy nad talerzykiem z jedną z nich i naszym zachwytom nie było końca ;) Mam jednak w tym miejscu radę dla osób, które chcą wypróbować ten przepis, ale nie są fanami zbyt słodkich deserów - zaparzcie sobie duży kubek mocnej, czarnej czekolady. I nie dodawajcie do niej cukru ;)
Czekoladowe tartaletki z karmelem i solą.
Składniki (na 6 sztuk o śr. 10 cm)
Spód:
- 180 g mąki
- 20 g ciemnego kakao
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 100 g masła
- 2 łyżki kwaśnej śmietany
- 1 łyżka syropu czekoladowego (użyłam takiego)
Karmel:
- 1 i 1/3 szklanki cukru
- 2 i 1/2 łyżki płynnego miodu wielokwiatowego
- 6 łyżek wody
- 6 łyżek śmietanki 36%
- 1 łyżka kwaśnej śmietany
- 1 łyżka esencji waniliowej
Czekolada:
- 50 g gorzkiej czekolady
- 1/3 szklanki śmietanki 36%
Sposób przygotowania:
Mąkę przesiać razem z kakao do miski, dodać cukier, syrop czekoladowy i pokrojone w kostkę masło, składniki rozmieszać widelcem. Dodać śmietanę i zagnieść ciasto. Rozłożyć je do foremek i wstawić do lodówki na ok. 1 h. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Spody do tartaletek wyciągnąć z lodówki, nakłuć widelcem, wyłożyć papierem do pieczenia i wysypać na nie obciążniki (np groch czy fasolę, lub specjalne kamyczki do pieczenia). Piec ok 15 minut, a następnie ostudzić. Przygotować karmel. Do garnka wsypać cukier, dodać miód i wodę. Podgrzewać na średnim ogniu do połączenia składników. Gotować ok 10 minut, do uzyskania złotobrązowego koloru, bardzo często mieszając. Karmel ściągnąć z ognia, dodać ostrożnie wymieszaną wcześniej śmietankę 36% z kwaśną śmietaną i esencją waniliową i energicznie wymieszać. Gorącym karmelem wypełnić tartaletki. Śmietankę potrzebną do przygotowania czekolady podgrzać w małym garnuszku. Dodać posiekaną czekoladę i roztopić ją. Jeżeli czekolada Wam się zważy, włóżcie garnuszek do naczynia z wrzątkiem, dolejcie do niej odrobinę mleka i mieszajcie, aż czekolada z powrotem uzyska gładką konsystencję. Czekoladę wylać na wierzch każdej tartaletki a następnie oprószyć niewielką ilością soli morskiej lub wędzonej (ta druga wygląda zdecydowanie bardziej efektownie :) ). Najlepiej podawać tartaletki w temp. pokojowej :)
SMACZNEGO!
I ten karmel *.*
OdpowiedzUsuńO matko i córko, jakie wspaniałości!
OdpowiedzUsuńgdy pracowałam w sklepie z czekoladą, to też mieliśmy taką pralinkę o smaku karmelu i soli morskiej. i to była moja ukochana. nie za słodka, z lekkim posmakiem soli na języku. musiałam się powstrzymywać by ciągle jej nie kupować, a raczej zachęcać innych do próbowania;-))) i wiesz co? na pewno zrobię te tartaletki, bo minęło już strasznie dużo czasu (czyt. kilka miesięcy) od czasu kiedy ostatnio jadłam karmel z solą i wielką mam na to ochotę, o!
OdpowiedzUsuńWyglądają wspaniale. Ja ostatnio robiłam millionaire's shortbread w wersji z solonym karmelem i już wiem, że takie połączenie słodkiego i słonego mi odpowiada :)
OdpowiedzUsuńBosko brzmi. Muszę wypróbować. Dzięki za przepis. :)
OdpowiedzUsuńmmm ale słodko , fajne tartaletki ;)
OdpowiedzUsuńHej, wybrałam Twój blog do zabawy Liebster Award, szczegóły tutaj http://cukierenka.blogspot.ie/2012/11/piernikowe-latte-i-liebster-award.html miłej zabawy
OdpowiedzUsuńAle mam na nie ochotę ;-)
OdpowiedzUsuńo mniammamamam:))))))))))
OdpowiedzUsuńTen karmel jest obłędny;) Przepyszny pomysł;)
OdpowiedzUsuńPycha, muszę zrobić! (najchętniej od razu mieć zrobione i zjeść ;p)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga z recenzjami: http://food-in-the-city-world.blogspot.com/
Piękne są, a połączenie karmelu I czekolady z solą morksą nader udane, potwierdzam :)
OdpowiedzUsuńCóż za nieziemsko kuszące tartaletki, mniam! Zdolnaś Kingo, z miłą chęcią będę zaglądać tu częściej ;)))
OdpowiedzUsuńWyglądają smakowicie! Trochę potrwa zanim pozwolę sobie na takie rarytasy ;-)
OdpowiedzUsuńtarteletki wygladaja smakowicie!! Co do historii to dziś właśnie wspominałam z rodzicami czasy kiedy to uczylam sie gotować...mama postawiała mnie na wysokości zadania to były wakacje...ja bylam wtedy po 1 klasie podstawowki i wczesniej tylko obserwowalam mame, tate czy babcie jak krzataja sie po kuchni...az przyszedł czas kiedy mama dała mi ksiązkę kucharska mówi od dzis cale wakacje przejmujesz moje obowiazki w kuchni skladniki bede Ci kupowac. Zrobiłam wielkie oczy nie wiedząc co i jak...no i tego dnia miałam zrobić po pierwsze: sniadanie tacie po drugie obiad(zupe jarzynową). Było po 8 rano tata miał przyjsc na 10 ja wstawiłam jajka zeby na twardo zagotować,tata przychodzi poszedł umyc rece wchodzi do kuchni i pyta: no i co kuchareczko juz sniadanie gotowe. Na to ja pełna obaw czy napewno bedzie smakowac: tato własnie nie wiem, boje sie zeby nie byly surowe. Tata: a ile je gotuje a ja: prawie godzine...... chyba nie musze wspominac ze jajka byly nie do zjedzenia, tata smiał sie tak ze do dziś jak gotuje jajka "przypomina" ze gotuje sie je krocej niz godzine. Za to zupa...wyszla pyszna- dzięki babci która przyjechała, pomogła, a pozniej znikła niczym wróżka a rodzice dziwili się jak to sie stało ze jajka zrobic nie potrafilam a zupa w smaku jak ta z dziecinstwa ;)
OdpowiedzUsuń