Powakacyjny powrót. Pod znakiem grzybów.
Zazwyczaj ciężko jest mi wracać do moich obowiązków po długiej przerwie w ich wykonywaniu. Wydawałoby się, że te z nich, które są bardziej przyjemne niż obowiązkowe, powinny wręcz działać motywująco do powrotu. Otóż zaskoczę Was. Nie zawsze tak musi być. I mimo, że nie wyobrażam sobie obecnie życia bez kucharzenia i prowadzenia bloga, to jakoś tak nie łatwo powrócić mi do tego, co przed okresem wakacyjnym tak miło wypełniało mi czas.
Tegoroczne wakacje były nieco inne od poprzednich. Każdy tydzień był dobrze rozplanowany, a właściwie podzielony na dwie części. Środek tygodnia. Ta część, która powinna była uciekać szybko, dzień po dniu. Ale ona złośliwe nie chciała uciekać. W zamian dłużyła się niemiłosiernie. Wypełniona pracą, miała wypełniać lukę między jednym weekendem a następnym. Weekend - owszem - był odpoczynkiem. Ale nie dlatego cieszył. Strefa czasowa wydzielana od piątkowy do niedzielnego wieczoru była szczególna, bo dzielona z Nim. To pierwsze takie wakacje, kiedy w moim żołądku dzień w dzień szalała ogromna grupa motyli czy innych latających owadów. :) I nie da się ukryć. Spodobało mi się na tyle, że nie mam zamiaru wyganiać tych stworzeń jeszcze przez bardzo długi czas :) Z tego miejsca Panu Be. dziękuję za poranne pobudki w środku tygodnia (gdyby nie telefon o 5.30 kto wie, czy zdążyłabym do pracy? ;) ) i zaciągnięcie mnie siłą na rozmowę rekrutacyjną do (mogę już powiedzieć) mojej szkoły (ach ten stres!). Za zaproszenie na Podhale i towarzystwo podczas spacerów po Stolicy. :) I mimo tego, że nie odwiedziłam żadnych dalekich krajów, nie stąpałam po ciepłym piasku nadmorskich plaż ani nawet nie przyczyniłam się do zmiany koloru skóry na bardziej brzoskwiniowy, ogłaszam wszem i wobec, że były to udane wakacje :)
Wakacje wakacjami. A tymczasem lato nam ucieka. Za niespełna trzy tygodnie przywitamy jesień. I szczerze powiedziawszy lubię tę porę roku. A przynajmniej jej pierwszą część :) Darzę ją sympatią za rozgrzewające potrawy, które będą miały nieograniczone prawo bytu w moim jadłospisie. Pikantne zupy i gorąca czekolada z chilli to coś co tygryski lubią najbardziej :) Ale oprócz tego są jeszcze grzyby, których sama niestety nie zbieram, bo prędzej bym się otruła jakimś muchomorem, niż zerwała prawdziwka czy inną kanię. I dziś właśnie na danie z grzybami Was zapraszam. Niby nic specjalnego, ale zapewniam, że pyszne :) Niech powakacyjnym powrotem będą pełnoziarniste gnocchi z sosem grzybowym :)
Pełnoziarniste gnocchi z sosem grzybowym
Składniki:
- ok. 1 kg ugotowanych i potłuczonych ziemniaków
- 1 szklanka pełnoziarnistej mąki
- 1 jajko
- 40 g suszonych grzybów
- 1 cebula
- 1 łyżka masła
- 100 ml śmietanki 30 %
- 1 łyżka mąki
- sól, pieprz
Sposób przygotowania:
Ziemniaki ostudzić. Na stolnicę wyłożyć ziemniaki, posypać 3/4 szklanki mąki i dodać roztrzepane jajko. Zacznij wyrabiać ciasto, powoli ale dokładnie łącząc składniki i dodając ewentualnie pozostałą część mąki. Pożądana konsystencja to miękkie ciasto, wilgotne, ale nie lepkie. Ciasto podziel na cztery części. Z każdej z nich stwórz wałeczki, pokrój na kawałki mniej więcej tej samej wielkości, najlepiej ok 2 cm. Naciśnij każdą 'kluskę' widelcem, aby stworzyć charakterystyczne dla gnocchi rowki, w których później zatrzyma się odrobina sosu.
Grzyby umyć, zalać 500 ml ciepłej wody i odstawić na 2 godziny. Następnie gotować w wodzie, w której się moczyły, przez ok. 50 minut. Grzyby wyjąć, pokroić w cienkie paski (można je także drobno posiekać). Cebulę posiekać i przesmażyć na maśle. Wlać przecedzony wywar grzybowy na cebulę aż odparuje do ok. 200 ml objętości. Dodać grzyby i śmietankę rozrobioną z mąką, doprawić solą i pieprzem, zagotować.
Gnocchi wrzucać do gotującej się, osolonej wody. Mieszać przez chwilę, aby nie przykleiły się do dna garnka, a następnie gotować do czasu aż wypłyną na powierzchnię. Podawać na ciepło, polane sosem grzybowym. Wierzch można posypać posiekaną, świeżą zieloną pietruszką.
SMACZNEGO!
Ten przepis bierze udział we wrześniowym zadaniu w Wyborach Kulinarnego Bloga Roku 2011. Jeżeli przypadł Ci do gustu, oddaj proszę swój głos :) Dla głosujących również przewidziane są nagrody! :)
/edit: Po zamieszczeniu notki przypomniałam sobie, że pierwszy post na blogu został zamieszczony właśnie z początkiem września. Z ciekawości zajrzałam aż do archiwum. I wiecie co? Właśnie dziś Yummy Lifestyle świętuje swoje 3 urodziny! :) 3 września 2008 zaczynała coś nowego, początki były, ośmielę się powiedzieć, marne, ale chyba jest coraz lepiej, czy zgodzicie się ze mną? :) Dziękuję wam za to, że wciąż tu jesteście. Raz liczniej, raz w mniejszym gronie, ale mimo wszystko - wciąż. :) Pozdrawiam Was ciepło, Kochani! :)
przecudne zdjęcia ;]
OdpowiedzUsuńoch, aż się rozmarzyłam!
taa... moje wakacje też w tym roku były nieco inne. także zorganizowane, zaplanowane dokładnie. pomogło mi to zrobic tyle wspaniałych rzeczy!
http://www.karmel-itka.blogspot.com
http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com
Wiesz, co dziś jesteś pierwszym bogiem, który otworzyłam pijąc sobotnią kawę i bez owijania w bawełnę... Gnocci to sobie zjedz sama, bo ja będę miała chleb i cisto;), ale tych motyli, co to połknęłaś zazdroszczę jak nie wiem co...
OdpowiedzUsuńP.S. A Twojego Be pozdrawiam - niech się troszczy o Ciebie:)
Niezwykłe zdjęcia i rewelacyjne gnocchi ;-)
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym takich spróbowała. ;)
W takim razie, pozostaje mi życzyć wszystkiego najlepszego i ciekawych pomysłów, wytrwałości na kolejne 3 lata przy prowadzeniu bloga, później następne trzy i następne.. ;-)
Pozdrawiam!
Przepiękne zdjęcia ...wspaniałą potrawa:) godnie uczciłaś tak wspaniałą rocznicę:) ...a ja życzę ci, abyś nie traciła zapału ....bo twój blog jest piękny:)
OdpowiedzUsuńJa tu jestem pierwszy raz, ale też mi się ten blog bradzo podoba, życzę wielu takich rocznic, pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuń