Tabbouleh.

00:01 Kini ^^ 8 Comments


W czerwcu tego roku zostałam mamą. Z wyboru. Nie mojego w dodatku ;-) Ogólnie rzecz biorąc stałam się matką chrzestną ;-) Przyjęcie po kościelnej uroczystości nie odbyło się w typowej restauracji. Udaliśmy się do libańskiego lokalu. Szczerze powiedziawszy pierwszy raz miałam okazję spróbować kuchni libańskiej. Co wpadło na mój talerz? Przystawki zimne i ciepłe, przepyszne mięsa. Najbardziej z tego wszystkiego w pamięć zapadło mi Tabbouleh. Bardzo orzeźwiająca, zimna przystawka. Analiza składników tej sałatki (?) nie zajęła mi dużo czasu, ale na wszelki wypadek przed przygotowaniem swojej przystawki zasięgnęłam porady od samego wujka Google. I w taki oto sposób mieszkanie wypełnił zapach mięty i cytryny...

Tabbouleh.

Składniki:
  • 1 pęczek mięty
  • 1 pęczek pietruszki
  • sok z jednej cytryny
  • 50 ml oliwy z oliwek
  • 2 pomidory
  • 1 czerwona cebula
  • 15o g kaszki kuskus
  • sól, pieprz

Sposób przygotowania:
Kuskus opłukać zimną wodą, następnie zalać gorącą wodą wymieszaną z sokiem cytrynowym i oliwą z oliwek (tafla wody powinna być ok. 1,5 cm nad kaszką). Lekko posolić. Odstawić do czasu, aż kasza 'wciągnie' całą wodę. Pomidory sparzyć i obrać ze skórki, pokroić w niewielką kostkę. Cebulę obrać i posiekać. Warzywa dodać do kaszki, wymieszać, doprawić do smaku solą i pieprzem. Zioła umyć, osuszyć i drobno posiekać. Dodać do reszty składników i wymieszać. Wstawić do lodówki na min. pół godziny.

SMACZNEGO!



PS. Na koniec ponawiam zaproszenie do udziału w Festiwalu Mleka. :)

8 komentarze :

Daj znać co myślisz!

Azja na talerzu.

12:34 Kini ^^ 5 Comments

Dalekowschodnich smaków chciałam spróbować już dawno temu. Zawsze jednak obawiałam się, że te dość specyficzne nuty smakowe nie polubią się z moimi receptorami na języku. Poszukiwałam więc czegoś mało inwazyjnego na sam początek ;) No i znalazłam. U Małgosi z bloga Pieprz czy wanilia. Soba z kurczakiem. Brzmiało dość bezpiecznie. Chwilę potrwało zanim udało mi się znaleźć sobę, ale w końcu się to udało. Dokupiłam resztę składników (po zmodyfikowaniu przepisu na oszczędną, studencką wersję ;) ) i przystąpiłam do działania! I wcale nie żałuję. Obiad był przepyszny!

Soba z kurczakiem i warzywami.
/cytuję za Małgosią.dz


Składniki:
  • 1 pierś z kurczaka
  • 3-4 łyżki sosu sojowego jasnego
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 marchewka
  • 1 mały por
  • garść pędów bambusa (z zalewy)
  • 1-2 łyżki oleju arachidowego (zamiennie używam oleju z pestek winogron)
  • 2 porcje makaronu gryczanego soba

Sposób przygotowania:
Pierś kurczaka pokroić w kostkę. Czosnek drobniutko posiekać lub drobno utrzeć – wrzucić do sosu sojowego i wymieszać. Kurczaka zalać sosem - pozostawić na min. 30 min. lub dłużej (często przygotowuję dzień wcześniej i zostawiam na noc w lodówce). Marchewkę obrać i pokroić w cienkie słupki. Pora umyć, osuszyć i pokroić po skosie w piórka. Pędy bambusa z zalewy odsączyć, w razie potrzeby pokroić w cienkie paseczki. W garnku nastawić wodę do ugotowania soby. W międzyczasie w woku, lub głębszej patelni rozgrzać olej. Wrzucić kawałki kurczaka i szybko przesmażyć - mieszając, tak by mięso ścięło się z wszystkich stron. Dodać marchewkę, pora i pędy bambusa. Podlać całość sosem sojowym pozostałym z kurczaka i znów często mieszając smażyć całość ok. 1-2 minut (warzywa powinny być lekko twardawe). Odcedzić ugotowaną sobę, wrzucić do woka (patelni) i wymieszać z resztą składników. Podawać od razu.

SMACZNEGO!

ps. jaka była moja modyfikacja? Zamiast świeżych warzyw i bambusa w zalewie użyłam gotowej mrożonej mieszanki chińskiej (w skład wchodzą: marchew, kiełki fasoli Mung, papryka, por, cebula, pędy bambusa, grzyb czarny [Mun]). I zamiast oleju arachidowego smażyłam na zwykłym oleju.

5 komentarze :

Daj znać co myślisz!

Czekoladowa jesień vol. 2

23:53 Kini ^^ 5 Comments


Miałam poczekać z tą notką do jutra. Ale nie mogę. Bo ściśle nawiązuje do poprzedniej. Jak już pisałam, czekolada powoduje wzrost poziomu endorfin w naszym mózgu. Jakież było moje zdziwienie kiedy, po przyrządzeniu dzisiejszego napoju rozgrzewającego, o którym głównie chcę napisać, przeczytałam o właściwościach chili czy, jak kto woli, pieprzu cayenne (który de facto z pieprzem nie ma nic wspólnego). Czego się dowiedziałam? Otóż papryka ta oprócz witaminy C ma jeszcze A, P, B1, B2. Jest wykorzystywana w suplementach wspomagających odchudzanie iiiii uwaga... niektórzy psycholodzy uważają, że w reakcji na ostry palący smak mózg wytwarza związki chemiczne zwane endorfinami, które uśmierzają ból, a w dużych dawkach wywołują uczucie przyjemności. W związku z tym można by rzecz (pewnie nieco na wyrost, ale to przecież nikomu nie zaszkodzi), że chilli w połączeniu z czekoladą daje prawdziwą endorfinową bombę! :) Czyli coś, co na jesienną chandrę ma zbawienny wpływ :)

Gorrrąca czekolada z chili.



Składniki:
  • 1 tabliczka czekolady mlecznej
  • 1 tabliczka gorzkiej czekolady
  • 1 opakowanie cukru waniliowego
  • 1 łyżka cukru
  • 2 szklanki mleka
  • chili (pieprz cayenne)

Sposób przygotowania:
Do garnuszka wlać mleko, wsypać cukier, czekoladę połamać na mniejsze kawałki i wrzucić do mleka (zostawić kilka kostek gorzkiej). Garnuszek postawić na niewielkim ogniu i doprowadzić do rozpuszczenia czekolady, ciągle mieszając. Doprawić chili (w dowolnej ilości, ale z doświadczenia wiem, że już 2, 3 szczypty przyprawy robią swoje :) ). Gotową czekoladę przelać do szklanek, przyozdobić bitą śmietaną i startą na wiórki czekoladą. Podawać od razu.

SMACZNEGO!

ps. oryginalny przepis pochodzi z tej strony. Petra ma mnóstwo wspaniałych przepisów!

5 komentarze :

Daj znać co myślisz!

Czekoladowa jesień.

17:10 Kini ^^ 4 Comments



Czekolada – nie samym ruchem człowiek żyje! Czekolada jest źródłem nie tylko magnezu. Po zjedzeniu nawet niewielkiego kawałka w naszym mózgu rośnie poziom serotoniny i właśnie endorfin. Ten pierwszy neuroprzekaźnik przeciwdziała depresji. Przy uszczęśliwianiu się czekoladą warto jednak pamiętać, że wciąż jest to bardzo tucząca przyjemność, od której również można się uzależnić.


Tegoroczna jesień jak chyba żadna wcześniejsza potrzebuje czekoladowej pomocy. I mimo, że jest dość ciepło, jak na koniec listopada, pomimo listopadowych promieni słońca, mój humor pozostawia wiele do życzenia. Są dwie rzeczy, które jako tako sobie radzą z moim nastrojem: muzyka i zapomnienie w kuchni. A skoro już coś pichcić, to tylko z czekoladą. Ostatnio dużo jej w moim życiu. Czekoladowe rurki do mleka, wafle w czekoladzie... i najbardziej lubiana przeze mnie forma: muffiny. Nigdy mi się nie znudzą. Są niezmiennie szybkie w przygotowaniu i wciąż tak samo smakują zarówno mnie jak i moim znajomym. Wczorajsze muffiny były z dedykacją. Dla Agnieszki. Bo z przeciwnościami losu zmagamy się teraz razem...

Muffiny bardzo czekoladowe z rodzynkami.



Składniki:
  • 150 g mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 opakowanie cukru waniliowego
  • 150 g cukru
  • 50 g gorzkiego kakao
  • 100 g masła
  • 2 szczypty soli
  • 120 g jogurtu wafelkowego
  • 50 ml mleka
  • 2 jajka
  • tabliczka gorzkiej czekolady
  • garść rodzynek
  • aromat cytrynowy
  • pół tabliczki białej czekolady

Sposób przygotowania:

Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Masło rozpuścić na wolnym ogniu, odstawić do ostygnięcia. Wszystkie sypkie składniki dokładnie wymieszać. Dodać jogurt, mleko, jajka, schłodzone roztopione masło, wymieszać za pomocą widelca (niezbyt dokładnie, dobrze, żeby ciasto miało grudkowatą konsystencję). Do ciasta dodać drobno posiekaną gorzką czekoladę, rodzynki i aromat cytrynowy, wymieszać. Masę rozłożyć do foremek, piec ok. 30 minut. Po ostudzeniu ozdobić roztopioną białą czekoladą i dowolnymi dodatkami (np bakalie, posypki, owoce itp).

SMACZNEGO!

4 komentarze :

Daj znać co myślisz!